Wlazłem na drzewo w celu przegonienia zgromadzonych tam kruków, no, przyznam, że było to bez sensu, jak moje życie. Dlaczego akurat kruki? Same żyły, mało mięsa i kościste takie, do tego kraczą jak pojebane podczas zabijania. Zrezygnowanym wzrokiem popatrzyłem na ziemię.
- Nie chce mi się schodzić. - Powiedziałem do siebie. Chwilę powierciłem się na gałęzi i spadłem. - Lof ju. - Mówiąc to ucałowałem glebę. Otrzepałem się z ziemi i zacząłem powoli lecz instynktownie stawiać łapy w rytm piosenki, która tkwiła mi w głowie już dobre dwa lata. Po chwili zacząłem spokojnym tonem wyśpiewywać tekst. Jak to na typową jesienną szarówkę przystało, zaczął kropić deszcz. Przymknąłem oczy, ujrzałem liczne grono szczeniaków przy ognisku, wpatrujących się w szarą waderę. Tańczyłem coraz wolniej, moje powieki uniosły się bardzo szybko, a źrenice zwężyły. Przyśpieszyłem melodię i stawianie kroków. Zwyczajna kołysanka ''Żył Sobie Król'' wykonywana przeze mnie brzmiała teraz przerażająco. Znowu spowolniłem kończąc śpiew, po chwili zamarłem w bezruchu. Wiatr z siłą uderzył w mój opuszczony pysk, który od razu podniosłem. Ruszyłem przed siebie truchtem. Cisza panująca wokół mnie była okropna, przypominała mi czasy, w których moje życie przesiąknięte było samotnością. Wytężyłem węch, już po chwili złapałem trop jakiegoś wilka. Ucieszony zacząłem biec za zapachem, zaśmiałem się pod nosem i przyśpieszyłem. Już po chwili uderzyłem w nieznajomą/ego.
- OJOJOJ, PRZEPRASZAM! - Powiedziałem głośno podnosząc się z ziemi.
< Wilku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!