sobota, 7 stycznia 2017

Od Mortimera - Rozmowa z Wyrocznią Delficką i mój powrót do watahy narodzin

Jak zapewne część z Was pamięta, po dokonanym ojcobójstwie odszedłem praktycznie nikomu nic nie mówiąc z watahy. Jedyną osobą, która zdawała sobie z tego doskonale sprawę była moja młodsza kuzynka Talestia, z którą to zamieniłem jeszcze potajemnie przed dokonaniem tego, pożegnalną rozmowę. Chciałem bym choć jedna istota w tym stadzie zdawała sobie sprawę z tego, iż już wtedy szczerze żałowałem swojego czynu i gdybym mógł w jakiś sposób cofnąć czas o parę godzin i przywrócić tym samym życie dla Cheveyo, na pewno bym to zrobił. Było to jednak niemożliwe, więc nie miałem innego wyjścia niż udać się na dobrowolne wygnanie i zachować w ten sposób choć resztki honoru. 

***

Po trzech następnych latach, w czasie których przebyłem niemal wszystkie kraje świata, zaczynając od Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, przez Alaskę, na Bułgarii kończąc, łapy zawiodły mnie niespodziewanie do ,słynnej już w starożytności, Wyroczni Delfickiej. Kiedy po wielogodzinnym staniu w promieniach prażącego Słońca doczekałem się wreszcie swojej kolejki, nagle uzmysłowiłem sobie, ze serce zaczyna mi szybciej bić, a ja sam spuszczam wzrok i zaczynam szeptać do siedzącej naprzeciw mnie kapłanki całą historię swojej okrutnej zbrodni. Gdy wreszcie skończyłem, westchnąłem głęboko i czekałem na jej werdykt, który został wygłoszony szybciej, niż się spodziewałem. Oto miałem wrócić do swego rodzinnego stada i bronić tam tego, co mój ojciec za życia kochał najbardziej. Nie zastanawiając się długo, podziękowałem waderze za radę i ruszyłem w stronę Watahy Krwawego Wzgórza.

***

Kiedy po około dziesięciu miesiącach niestrudzonego marszu dotarłem wreszcie na miejsce, natychmiast skierowałem się na Pustynię Duchów, w której piaskach został pochowany mój ojciec. Pragnąłem bowiem zacząć swe nowe życie od rozmyślania przez parę minut nad jego grobem. 

***
Po niedługim czasie moim oczom ukazał się pomniki zbudowany specjalnie na jego cześć. Teraz mogłem się, więc zatrzymać i upewniwszy się, że nie jestem przez nikogo obserwowany, wypowiedzieć szeptem te oto słowa:
-Przepraszam za to, co Ci wtedy zrobiłem. Teraz naprawdę tego żałuję i....-nim dokończyłem swą wypowiedź, usłyszałem skrzypienie podłoża za sobą. 
Momentalnie umilkłem i obróciłem się w tamtą stronę z napiętymi mięśniami gotowy rzucić się na osobnika, który odważył się zaskoczyć mnie w takiej chwili. Oczywiście nie zwiększyłoby to moich szans na powtórne przyjęcie w szeregi watahy, ale za to nauczyłoby tamtego respektu do mojej osoby. Na moje nieszczęście wilkiem, który tego dokonał, okazał się być sam Patton we własnej osobie. Nie mogąc go zaatakować, rzuciłem mój metaliczne, wściekłe spojrzenie spod zmrużonych powiek i oświadczyłem lodowato, ale z zachowaniem należnego mu szacunku:
-Właśnie przerwałeś mi prawdopodobnie przełomową czynność w moim życiu, więc byłbym wdzięczny, gdybyś był tak miły i zostawił mnie samego.

<Patton?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!