Jak zapewne część z Was już doskonale wie po rozmowie z Mortimerem zdecydowałam się opuścić tereny Watahy Krwawego Wzgórza i udać się w samotną wędrówkę. Nikt jednak nie wie, dlaczego to uczyniłam.... Przecież mogłam spokojnie żyć w niej nadal, a może nawet założyć własną, szczęśliwą rodzinę, a tym samym przedłużyć linię mego drzewa geologicznego.... Przynajmniej tak to mogło wyglądać z punktu widzenia pozostałych członków stada. Oni bowiem nie zdawali sobie sprawy z tego, o czym dyskutowałam z Mo. To on bowiem zasiał we mnie ziarenko wątpliwości dotyczące właśnie kwestii familii, stwierdzając, iż droga, którą wtedy szłam, była bardzo podobna do jego, a przez to mogła wymknąć mi się w pewnej chwili spod kontroli. Chciał również, abym poprosiła Nicol o przepowiedzenie sobie przeszłości. Jeśli byłaby ona spokojna, miałam zostać w watasze, a w przeciwnym wypadku, opuścić ją, aby nikogo nie skrzywdzić. Ja jednak, mimo danej mu wcześniej przysięgi, zamiast pójść do wadery, poczekałam jeszcze parę dni i zwyczajnie odeszłam.
***
Przez kilka następnych lat błądziłam właściwie bez większego celu po wszystkich kontynentach, zatrzymując się najdłużej w Azji, a dokładniej Japonii, gdzie wstąpiłam na parę miesięcy do Watahy Perłowej Smugi. To właśnie wtedy niespodziewanie do moich uszu doszła wiadomość, iż Mortimer zdecydował się wrócić do miejsca naszych wspólnych narodzin. Nie zastawiając się długo, porzuciłam owe stado i ruszyłam w ślady mego kuzyna.
***
Tak oto po około czterech miesiącach niestrudzonego marszu dotarłam do leśnej granicy Watahy Krwawego Wzgórza. Obawiając się niespodziewanego ataku ze strony wilków, które dołączyły do niej już po moim odejściu, wyciągnęłam swój łuk i strzały z kołczanu, po czym nałożyłam strzałę na cięciwę i tak uzbrojona podążyłam dalej. Po przejściu paru metrów, usłyszałam dochodzący z lewej strony odgłos łamanych gałązek. Natychmiast podniosłam swą broń i przygotowałam się do strzału. W chwili, w której właśnie miałam wystrzelić, zza krzaków wyłonił się siwy basior o czerwonych oczach, który zamiast od razu się na mnie rzucić, zapytał spokojnie:
-Kim jesteś i co Cię tutaj sprowadza?
-Na imię mi Talestia, byłam kiedyś członkinią tej watahy i chciałabym powrócić do tego stanu.- odparłam, wypuszczając strzałę, której nie mogłam już prawdę powiedziawszy zatrzymać, w stronę jednego ze świerków. Przy okazji przyszpiliłam do niego małą wiewiórkę, więc podeszłam do drzewa i odciągnąwszy grot, chwyciłam przypadkową zdobycz i wrzuciłam ją do kołczanu.
<Kazan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!