poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Od Silent Fear'a - C.D. Rathyen ''Dzień dla mordercy''


Postanowiłem odwiedzić moją niedoszłą zabójczynię. Na pewno bardzo nudziło jej się w tym namiocie. Przyda jej się trochę... rozrywki. 
 - Wpuść mnie. - Warknąłem w stronę bety, gdy ten skutecznie uniemożliwił mi przejście.
 - Niby dlaczego? - Zapytał spokojnie. Wkurzał mnie. Szczególnie dlatego, że był demonem. Zabił mniej wilków ode mnie, mając tyle możliwości. Gdybym ja był demonem, zrównałbym cały ten świat z ziemią, nie pozostawiając nikogo przy życiu. Sam żyłbym na jego zgliszczach, rozkoszując się zapachem krwi i gnijących zwłok. Niestety, to było tylko marzenie. Rzuciłem okiem w górę. Na drzewie siedziała Burnt Flame. Nadal mnie śledzi, uparta. Niedługo nie będzie taka odważna. Obie nie będą. W tej chwili polują na mnie już dwa wilki. Niestety, ich zwierzyna jest mądrzejsza, niż one. Nie mają szans mnie zabić, nawet jeśli jakimś cudem połączą siły.
 - Ta wadera chciała mnie zabić. - Oznajmiłem. - Chcę się dowiedzieć dla kogo pracuje, czy to nie oczywiste?
 - Przesłuchania zostaw Crow's Cry'owi. - Mruknął, nie ruszając się z miejsca.
 - On nie będzie o to pytał. Zejdź mi łaskawie z drogi, dobrze? - Mój ton stał się wrednie uprzejmy. Na tego przyjemniaczka nic nie działało...
 - Bo co? Zabijesz mnie? - Zapytał z uśmiechem.
 - Och, nawet nie kracz. Mógłbym to zrobić w momencie. - Przesadziłem. Wiedziałem, że jego nie uda się zabić, ani tym bardziej zastraszyć.
 - Przez to zdanie obudziła się we mnie litość. - Zaśmiał się. - Właź. Masz dziesięć minut.
Z kamienną twarzą minąłem Betę i wszedłem do środka. Wilczyca leżała przy ścianie, nie umiejąc spać. Rzuciła mi wściekłe spojrzenie, nie ruszając się.
 - Dla kogo pracujesz? - Zapytałem.
 - To nieistotne. I tak zginiesz. - Odparła.
 - Na co liczysz? Że cię przyjmą? Postradałaś zmysły? Przyłapano cię na próbie zabicia członka tej watahy. Nie masz szans. Najpewniej będę musiał cię zabić. Taka już robota zabójcy.
 - Przyjmie mnie, już moja w tym głowa.
 - Zapomnij o tym cholernym zleceniu. Nieważne ile kasy za to dostaniesz, nie uda ci się to. A twój szef, kimkolwiek jest, nie będzie zadowolony, jeśli wrócisz z pustymi łapami. Dlatego najlepiej w ogóle nie wracaj. Tutaj też idzie się dorobić. Z tego, co widzę, żyję lepiej, niż ty. Nie muszę za nikim biegać, mam dom i zapewnione jedzenie, dobre stanowisko i ogólny szacunek członków watahy. Po co ci jakieś mierne zlecenie? 
 - Wolę taką formę zarabiania.
 - Jak sobie chcesz. - Mruknąłem obojętnie i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ani śladu jej ingerencji. - Widzę, że nie próbujesz żadnych sztuczek. Pogodziłaś się z porażką?
 - Ty powinieneś pogodzić się z tym, że to ostatnie dni twojego życia.
Śmiech. To była moja reakcja. Śmiałem się jak idiota, prosto w jej twarz. Warknęła na mnie.
 - Och, czyżbym cię uraził? Przepraszam. - Rzekłem, tłumiąc śmiech.

< Rathyen? Ciut brak pomysłu >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!