piątek, 12 sierpnia 2016

Od Charismatic - Kwiat zapomnienia

Nie rozumiem, jakim cudem przetrwałam. Nie rozumiem, jak udało mi się wytrwać całą walkę. Nie rozumiem życia, czy sensu istnienia, nie rozumiem siebie. 
Szłam lasem, długą ścieżką, z myślą o kolejnym dniu, spędzonym u boku najlepszego basiora na tym świecie. Tym razem jednak... Wiedziałam, że to będzie prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę do niego czułam. Nie wiedziałam kim dla siebie byliśmy. Z jednej strony był to tylko przyjaciel, jednak gdzieś w duchu wiedziałam, że jest dla mnie całym światem i tylko, tylko on się liczy, nikt inny. Zastałam go, jak zwykle, siedzącego pod drzewem i czytającego książkę, którą po chwili rzucił wściekły do wody wymawiając kilka przekleństw pod pseudonimem jednego z bohaterów. Wiedział, jak mnie rozbawić. 
- Wszystko dobrze? - zachichotałam spoglądając na basiora, na chwilę zapomniałam, po co do niego przyszłam.
- O, to ty, Chari. Hej. - uśmiechnął się promiennie, przytulając mnie na powitanie.- Po prostu za bardzo wcieliłem się w akcję.
- Tak, jasne. - odparłam, a na moim pysku pojawił się lekki, ironiczny uśmiech.
- No uwierz mi, kotek.
- Wierzę, wierzę... - westchnęłam ledwo słyszalnie, przypominając sobie, co miałam powiedzieć
- Coś nie tak? - spytał, podchodząc do mnie.
- W pewnym sensie... - nie odpowiedział, tylko gestem nakazał mi kontynuować. - Muszę cię o coś spytać... Chociaż to głupie. - Skierowałam wzrok na basiora o ciemnoszarym umaszczeniu, który stale mi się przyglądał.
- Jasne, pytaj. - odpowiedział, jak zwykle spokojnie. Za spokojnie.
- Co by było... Gdybym... - ponownie wlepiłam wzrok w ziemię, niepewna, czy chcę kończyć wypowiedź. Jednak musiałam. - ...się poddała i uznała, że nie chcę żyć...? - ostatnie słowa wymówiłam tak cicho, jak tylko mogłam.
- Hej, hej, hej. - uniósł lekko mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w te piękne, zielone oczy. - Ja straciłem kogoś ważnego... Nie chcę, by stało się to ponownie... A ty jesteś dla mnie ważna. Jesteś moim światem. Kotek... Ja ci we wszystkim pomogę.
- Rozumiem, ale... Czasem mam chęć zwyczajnie odpłynąć. Zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Może i jest szansa, może da mi się pomóc... Ale ja tej pomocy nie chcę. To nie tak, że kogoś odrzucam. Ja już po prostu nie mam siły, by to dalej ciągnąć... Ja już nie potrafię... - poczułam łzy w kącikach oczu, było mi tak cholernie głupio. Wiedziałam, że popełniłam najgorszy błąd. Po prostu to czułam.
- Nie mogę znowu kogoś stracić... Dopiero co wszystko mi się poukładało. - Westchnął głęboko, a ja... Ja nie mogłam tego znieść. Nie mogłam znieść tego bólu.
- Rozumiem, nie chcę, byś przeze mnie cierpiał... Lecz wkrótce się poddam... - Liczyłam, że nie usłyszy. Myliłam się. Usłyszał. Jego ton zmienił się diametralnie. 
- Widzę, że ci na tym zależy. A ja robiłem sobie zbędne nadzieje. Nie jestem ciebie wart. - spojrzał na mnie chłodno, po czym odszedł. Zabolało. Zabolało bardziej, niż nóż wbity w plecy.
Dałam upust łzom. Odszedł. Poczułam jak moje serce zostaje wyrwane i rozbite na miliony kawałków. Mój świat się zapadł. Wszystko, co miałam straciło sens. Jednak jego cierpienie boli bardziej, niż to, przez co właśnie przechodziłam. Dlaczego musiałam wyjść na taką idiotkę?! Rozwaliłam... wszystko, wszystko, co miałam zapadło się pod ziemię. 
Obudziłam się nagle i rozejrzałam po jaskini. Wiało tu trochę chłodem, a barwą dominującą była zieleń. To złudzenie wywoływały promienie słońca padające na drzewa, których liście rzucały cień na jaskinię. Z tego, co zdążyłam się zorientować, było już dobrze po południu. Zastanowiłam się głęboko co ze sobą zrobić. Skoro jestem tu, to musiałam przeżyć walkę. Ale dla kogo? Z czyjego powodu nie poddałam się? Wtedy przypomniałam sobie o tamtym dniu. Poczułam łzy. Wcale nie tak łatwo zapomnieć. Jednak to wspomnienie przerodziło kolejne obrazy w mojej głowie. Widziałam każdą chwilę. Jego jaskinię, pełną zielonych liści, podobną do tej, w której byłam teraz. Każdy słoneczny dzień, podobny do tego, kiedy słuchaliśmy śpiewu ptaków. Wszystko było idealnie jak teraz. Ptaki śpiewały w koronach drzew, wiatr delikatnie szeleścił w gałęziach. Wszystko było idealnie. No, prawie... Brakowało tylko i wyłącznie jego. Jego uśmiechu, żartów, krzyków, samej obecności. To mnie przerastało. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam w kierunku mojego posłania. Wygrzebałam spod niego żyletkę, którą miałam przy sobie od dawna. Sięgnęłam po niewielki przedmiot, a następnie uniosłam na wysokość słońca, którego promienie odbiły się od narzędzia przyjemności i katorgi zarazem. 
- Tęsknię, najdroższy... - szepnęłam, mając na myśli mój roztrzaskany świat, po czym nacięłam skórę na łapach. Towarzyszyło temu ciche syknięcie i samotna łza płynąca po pysku. Spojrzałam na krew, sączącą się z precyzyjnie wykonanej rany, po czym uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i ponowiłam ruch. - Dla ciebie warto... - z moich ust wydobył się cichy szept. Odłożyłam żyletkę na miejsce. Postanowiłam opuścić jaskinię i udać się na spacer. Może kogoś spotkam, choć szczerze w to wątpiłam. Miałam jednak nadzieję, że będę mogła się wygadać, że znajdzie się ktoś, kto poświęci swój cenny czas i spróbuje mnie zrozumieć.

<Może ktoś coś? Nie nalegam ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!