poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Od Karo - Krwią zmyjemy blizny

Atak został odparty, a wroga wataha tymczasowo wygnana z granicy naszego wzroku. Nie stało się to specjalnie dawno, bo blisko godzinę temu. Siedziałem z dala od reszty... przeczuwałem, że wilki mające na celu leczenie, zaraz się do mnie dobiorą, a aktualnie nie miałem na to chęci. Kawałkiem szaty jednego z wrogów delikatnie wydobywałem wciąż ciekłą, lecz powoli zasychającą krew z oczodołu. Cały prawy policzek zalany był czerwoną cieczą, co sprawiało wrażenie swego rodzaju kamuflażu bitewnego, mającego na celu przerazić wroga. Gdzieś wewnątrz mnie jednak czułem, że zawiodłem. Po raz kolejny otrzymałem pozycję Gammy w naszej małej społeczności, jednak prawie od razu zaczęły pojawiać się pewne obawy. Domyślałem się, jak wygląda to z perspektywy całego stada. Wilk, który dołączył niecały miesiąc temu zajmuje wysoką pozycję... na pewno nie było to naturalne zachowanie. Po raz pierwszy od wielu lat miałem pustkę w głowie... nie potrafiłem pozbierać myśli, a ostatnią rzeczą, którą chciałem robić była rozmowa z młodym alfą. Tkwiłem tam, dopóki nie usłyszałem głosu Bety za swoimi plecami. 
- Karo, jak to jest być na starej pozycji po prawie dwóch latach? - Zapytał, dosiadając się z lewej strony. Ucieszył mnie jego wybór, nie musiałem tłumaczyć jak straciłem prawe oko... przynajmniej na razie. 
- Dziwnie Pattonie, nie mogę pozbyć się myśli, że wataha mnie nie zaakceptuje. 
- Kiedyś słyszałem, że walka zaciska więzi. Może tak będzie i tym razem. - Powiedział, poklepując mnie po grzbiecie. 
Syknąłem z bólu, a wilk spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. 
- Nie byłeś w punkcie medycznym? 
- Nie...
- Powinieneś się tam udać, jestem pewien, że Makka dość szybo uleczy każdą ranę. Z tego, co widziałem, zostało im już mało osobników z poważniejszymi obrażeniami. 
- Wątpię aby nawet tak uzdolniona wadera pomogła mi w stu procentach. 
- Dlaczego tak uważasz? 
Nie odpowiedziałem... słyszałem dwa dość znajome głosy, zbliżające się do nas. Byli to Jason i Crow's Cry. Z każdą sekundą gula w moim gardle rosła, zaczynałem się denerwować, a łapy popadały w delirkę. 
- Patton, Karo... dobra robota. - Zaczął alfa. - Zresztą cała wataha dała sobie radę. Jednak straty, które ponieśliśmy są ogromne. Należy być przygotowanym na atak w każdym momencie. 
- Oczywiście. - Odparł Patton. 
- Należy jednak pamiętać o jednej rzeczy... - Powiedziałem powoli, obracając psyk w stronę szczeniaka. - ...to właśnie ty zapłaciłeś największą cenę.
Nigdy nie zapomnę widoku jego ślepi. Ten wzrok, ukazujący zarówno współczucie dla każdego rannego osobnika jak i smutek po utracie bliskich. Klęknąłem, a mój łeb praktycznie oparł się na zakrwawionym gruncie. 
- Szczękami zgnieciemy stal, piersią zasłonimy strzałę, krwią zmyjemy blizny po poległych. Na zawsze dla ciebie i dla watahy... stawię się na każdy rozkaz. Alfo Watahy Krwawego Wzgórza. - Powiedziałem łamiącym się głosem, powoli podnosząc się z klęczek. - Poszukam Alexis I Coray'a, sprawdzę jak odczuli potyczkę. 
- Dlaczego mam wrażenie, że z jakiegoś powodu nie chcesz ze mną rozmawiać? -Zapytał Crow's Cry podchodząc do mnie bliżej. 
- Ponieważ zawiodłem, nie udało mi się ocalić alfy... Może kiedyś uda mi się odpłacić za ten błąd... Jednak pamiętaj, co powiedziałem. 
- Na każdy rozkaz? - Zapytał samiec alfa. 
- Na każdy. - Powtórzyłem, poszukując dwójki pozostałych łuczników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!