piątek, 2 września 2016

Od Reny - Jak tu dotarłam?

Przylgnęłam do podłoża, śledząc najdrobniejszy ruch zajęczaka, oddalonego o kilka metrów. Wystarczyłyby zaledwie trzy pokaźne susy, by móc zatopić kły w drobnym futrzaku. Ach, już czuję upragniony smak mięsa. Nareszcie cały zwierz dla mnie. Czemu, więc pozwalam mu nadal wierzyć, że dożyje kolejnego świtu? Pewnie brak sił nie pozwalał na pokonanie w ciągu kilku sekund tak drobnego dystansu. Nie jadałam przez wiele dni, a teraz ubolewam nad sobą, bo ostatni posiłek jadłam 4 dni temu - niedorzeczne!
Spięłam wszystkie mięśnie, zmuszając je do wykorzystania resztek sił. Zwierzak łypnął ślepiami, ruszając przed siebie. W tym momencie rozpoczął się wyścig, który będzie kosztować jego życie, lub co gorsza - moje. Łapy stawały się coraz miększe, uginając się z każdym metrem. 
Jeśli teraz nic nie upoluję, może to być ostatnie polowanie. Posiłek był już na wyciągnięcie łapy, jeszcze tylko metr, jeszcze tylko jeden skok, jeszcze tylko chwila. TAK! Woń krwi dotarła do mych nozdrzy. Głód był tak silny, że mogłam pożreć gryzonia w ciągu sekundy. 
Padłam zmęczona obok śniadania, próbując wyrównać oddech, odgryzając niewielkie kawałki mięsa. Byłam tak pochłonięta jedzeniem, że reszta świata w tej chwili nie miała znaczenia. Jakbym istniała tylko ja i to, co jeszcze minutę temu chadzało spokojnie po lesie.
- Co tu robisz? - zerwałam się nagle, patrząc za siebie.
- Ja… ja… nie… - jąkałam się, patrząc na postawnego wilka z surowym spojrzeniem.
- Ten las nie jest bezpieczny, zwłaszcza dla obcych. - mruknął oschle, stawiając kilka kroków w moją stronę.
W głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Obawiałam się, że basior zrobi ze mną, to co ja z zajęczakiem. Automatycznie zaczęłam się cofać na ślepo, kładąc po sobie uszy. Widząc to, westchnął ciężko, siadając na miękkiej trawie.
- Dobra… widzę, że to chyba za trudne pytanie. Może coś prostszego, jak cię zwą?
Jak mam na imię? Czy on nie wie, że ja… Przecież nikogo nie interesuje moje imię. 
- L… Larwa- mruknęłam cicho, ale na tyle, by basior zaśmiał się pod nosem.
- Larwa? Jesteś pewna? Tak masz na imię? - postąpił krok, jednak następny już sobie darował, widząc, że nie mam ochoty na zmniejszenie dystansu. - Lepiej przestań mnie drażnić, mała. To pytanie chyba cię nie przerasta. Pytam ostatni raz i lepiej się zastanów.
W jego głosie można było wyczuć irytację. Na wszelki wypadek wolałam ponownie się oddalić, jednak drzewo uniemożliwiło mi ucieczkę. Ale… czy to na pewno drzewo? Spojrzałam kątem oka, by dostrzec kolejnego wilka.
Pisnęłam w duchu, sztywniejąc momentalnie. Widok innych wilków nie wiązał się z niczym przyjemnym.
- Kto to? - zaczął skrzydlaty basior.
- Sam próbuję się tego dowiedzieć, jest jakaś dziwna. Chyba zapomniała języka w gębie.
Łzy pociekły mi po policzkach. Świetnie! Siedzę w nieznanym mi lesie z dwoma obcymi wilkami, a ja przejmuje się tym, że ryczę.
- Coś ty jej zrobił?
- Nic, nawet się do niej nie zbliżyłem! - fuknął, patrząc na mnie jak na dziwadło.
- Dobrze, nic ci nie zrobimy, uspokój się już. Jak się nazywasz?
Widać było, że oboje są zakłopotani całą sytuacją. Właściwie kto by nie był, gdyby ktoś inny bez powodu rozkleił się jak dziecko.
- Rena. - wyjąkałam, próbując się opanować.
- W porządku, Reno. Ja jestem Patton, Samiec Beta. Widzę, że sporo przeszłaś, nie ma powodu do obaw. Chcemy ci pomóc, więc… - westchnął, gdy zobaczył, jak znowu zaczynam zalewać się łzami.
- Mówiłem ci, z nią jest coś nie tak.
- Makka może coś tu podziała, ja nie bardzo wiem co mam zrobić. - Patton zerknął na mnie z politowaniem. - Rena, chodź z nami, nic ci nie będzie, tylko postaraj się przestać płakać, ok?
Skinęłam głową, stawiając ostrożnie kroki za wilkami. 
Co mi strzeliło do głowy, żeby za nimi iść? Jestem taka głupia. No cóż, niezależnie od decyzji, były spore szanse na atak. 

<Patton, Arnis, bądź Makka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!