- Czy to nie ten, który stracił ostatnio całą rodzinę? - wyszeptała jedna wadera do drugiej.
Jakbym tego nie słyszał. Minął miesiąc, a ja dalej tkwiłem w tym zasranym mieście. Musiałem się wydostać... zemścić... pokazać, jak to jest stracić bliskich... ale nie potrafiłem. Coś mnie powstrzymywało od wyjścia za te zatęchłe mury. Westchnąłem cicho i wróciłem do swojej jaskini. Na ziemi było jeszcze widać krew moich rodziców. Miesiąc... miesiąc po stracie wszystkiego i wszystkich. Miesiąc po szoku. Miesiąc. Cholerne 31 dni, przez które nic nie zrobiłem. Rozłożyłem mapę na stole. To takie zabawne... szczeniak planujący zemstę. Kto by pomyślał? A jednak. Stało się.
Z tego, co słyszałem, kierowali się na zachód.
Rozejrzałem się dookoła. Nie potrzebowałem chyba zbyt wiele. Odkryłem ostatnio nową moc, więc nie potrzebowałem broni. Mapę mogłem zapamiętać. Jedzenie... Chyba w lesie jest na co polować, co?
Spojrzałem smętnie na jaskinię. Tu się wychowałem... Może jeszcze kiedyś uda mi się tu wrócić. Może. Westchnąłem cicho i zabrałem się za ukrywanie najcenniejszych rzeczy. Zatrzymałem się. Na półce stał obrazek. Rodzinny portrecik. Przetarłem go delikatnie łapą.
- Obiecuję, że was pomszczę. - wyszeptałem, po czym wyszedłem z domu.
Inne wilki zaczęły na mnie dziwnie patrzeć. Zastanawiałem się, o co może im chodzić. Powoli wszyscy ustępowali mi z drogi. Co się dzieje? Dopiero po chwili się zorientowałem. Moja postawa była bardziej wyprostowana. Ogona nie miałem podkulonego, a głowy spuszczonej w dół. Wręcz przeciwnie. Była uniesiona, a przy lewym uchu było widać pióra. Podarek od ojca, jakiś tydzień przed ich śmiercią. Westchnąłem cicho. Aż tak inaczej wyglądałem? Oni nie mieli pojęcia, jakie przerażenie mnie ogarniało. Było jedynie trochę mniejsze od tego, którego doznałem wtedy, miesiąc temu.
Miesiąc. Miesiąc planowania, nauki. Może jednak coś robiłem przez te cholerne 31 dni? Czas pokaże...
Doszedłem do bramy miasta. Rozejrzałem się. Wilki dalej dziwnie na mnie patrzyły. Zatrzymywały się i wlepiały we mnie swój wzrok. Nie przeszkadzało mi to zbytnio.
Pchnąłem drewniane drzwi. Był wieczór, a ponad lasem było widać mnóstwo gwiazd.
Witajcie, dni krwi. Witaj, świetle gwiazd.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!