- Zapomniałeś o mnie?
''Nienawidzę cię'', ''zabiłeś ją'', ''spłoń w piekle'', ''karma wraca'' - to najczęściej mówiły szczeniaki, zanim zostawały przeze mnie rozszarpywane, podobnie jak ich rodziny i przyjaciele. Nie robiłem tego na zlecenie, w zasadzie, to nie ja decydowałem o tym, czy kogoś zabiję, czy nie. Chowając w swoim ciele demona, narażałem się na wielkie niebezpieczeństwo. Kiedy byłem mały, miałem tylko jedną osobowość. Byłem paskudnym wilkiem, chcącym jedynie rozlewu krwi, nie znającym słów: litość, miłość, prawda i szacunek. Każdą z tych wartości potępiałem, wciąż siejąc mord i dając upust swojej wrodzonej już naturze. Nie było mi dane dołączyć do żadnej watahy, gdyż zapach tylu wilków ostatecznie skutkował wybiciem całej watahy. Nienawidziłem siebie, tak samo jak nienawidziły mnie wszystkie te szczenięta, pozostawione w płomieniach niedaleko ciał swoich rodziców. Mimo wszystko, lubiłem to życie. Spełniałem się w tym, dodatkowo dając swoim zastępom piekielnym dodatkową siłę, zwiększającą się z każdym kolejnym zabójstwem. Jednak pewnego dnia spotkałem waderę, która złamała wszelkie bariery. Stworzyła aktualną wersję mnie, zaś demon odchodził w cień, w końcu całkowicie się skrywając. Jednak kiedy przychodziło mi zabijać, zyskiwał nowe siły. Po ostatnich walkach, ostatecznie miał już na tyle siły, by wrócić na swoje miejsce. Mogłem znów być starym mną, jednak nie chciałem tego i wciąż walczyłem. Zacząłem spędzać dużo czasu z moją partnerką, mając nadzieję, że demon znów zacznie się oddalać. Jednak Makka dawała siłę zarówno mojej dobrej stronie, jak i złej, przez co walka nadal pozostawała wyrównana. Moja druga strona zawsze bardziej lubiła Silence'a. To stało się w miesięcznicę jego śmierci, o pełni księżyca. Słysząc za sobą głos, odwróciłem się powoli, rzucając w tamtą stronę zdeterminowane i śmiertelnie poważne spojrzenie.
- Nie. Doskonale pamiętam. - Mruknąłem, na co postać zaśmiała się cicho. Światła zgasły. Kiedy ponownie było mi dane cokolwiek widzieć, znajdowałem się w innym świecie. W przedsionku piekła, na starym rynku. Nikogo tam nie było. Tylko ja i on... albo raczej ja i ja. Naprzeciw siebie stały dwie dusze: dawny ja i nowy ja. Ciało leżało w loży, w miejscu, gdzie zazwyczaj przesiadywał Lucyfer, oglądając walki.
- Nie jesteś prawdziwym Patton'em. - Rzucił demon, przygotowując się do walki. - Zająłeś moje miejsce. Zostałeś stworzony z mojej miłości do Makki. Odebrałeś mi ją. Choć czułem jej ciepło i miłość, wiedziałem, że nie dla mnie jest ona przeznaczona. Chamsko wprosiłeś się w nasz związek, nie pozwoliłeś mi jej kochać. Z każdym dniem zyskiwałem siłę, by ponownie wstać i pokonać cię raz na zawsze, by nareszcie móc być z nią. Zaniedbałeś ją. Dopiero kiedy zacząłem dawać o sobie znać, postanowiłeś się ponownie do niej zbliżyć. Jednak to mnie nie powstrzyma. Nic już mnie nie powstrzyma.
- Kocha mnie, nie ciebie. Pogódź się z tym, już przegrałeś.
- Zgiń! - Salę przetarł głośny ryk. Zaczęło się więc to, co nieuniknione. Walka na śmierć i życie, gdzie wygrać mogła jedynie jedna z dwóch moich osobowości. Druga miała zostać unicestwiona już na zawsze, bez możliwości powrotu.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!