W moich łapach występowała nieosiągalna zazwyczaj prędkość. Wiałem między drzewami z wielką szybkością, a liście, porwane przez wiatr, który wytwarzałem, goniły mnie w rytmie szumu drzew. Już dawno nie byłem w tak pięknym lesie. Zbliżał się wieczór, a ja pałętałem się po nieznanych mi lądach w poszukiwaniu jedzenia. Spostrzegłem kilka ptaków, ale uciekły, zanim zdążyłem wdrapać się na brzozę, czy inne drzewo. Nie wiem dlaczego, ale zdawało mi się, że ktoś mnie obserwuje.
Moje czarne futro falowało niczym zboże, poruszane przez letnie powietrze. Dosyć szczupłe łapy lądowały na miękkim mchu jak na poduszce, a moje serce rozłożyło skrzydła, gdy ujrzałem piękną łanię, pijącą wodę przy strumyku. Momentalnie zatrzymałem się i schowałem za drzewem, by nie wystraszyć mojego obiadu. Pech chciał, żeby jednak łania mnie zobaczyła. Uciekła gdzie pieprz rośnie, a ja uderzyłem się głową o korę drzewną. Podszedłem do strumyka, tam, gdzie stało moje niedoszłe danie pod postacią łani. Naprawdę to miejsce było przepiękne.
Wysokie drzewa przepuszczały między liśćmi i gałęziami promienie zachodzącego słońca, by później blask odbijał się od tafli wody, rozpryskując się w niej i tworząc piękny efekt płynnego diamentu. Woda płynęła z góry, gdzie zobaczyłem wodospad. Nie był wielki, czy też wyjątkowo "dojrzały", ale robił swoje. Woda jest, to i szczęście jest.
Zieleń obrosła wszystko wokół, a motyle i inne pędraki, czy tam robaki, latały i wiły się, tworząc przyjemną atmosferę. Nawet w małym strumieniu spostrzegłem kilka soczystych, lśniących rybek.
- I tak oto nadpłynął obiad. - Powiedziałem do siebie i czym prędzej rzuciłem się na ryby.
Ech, tak jak mówiłem, jestem pechowcem. Dużym pechowcem.
Zamiast złapać rybę, poślizgnąłem się i wpadłem łbem do wody, obryzgując się całego mułem i błotem. Kochane rybeńki odpłynęły jak burza, a ja zacząłem delektować się mułem, który wpadł mi do buzi.
- Mam nadzieję, że nikt tego nie widział. - Znowu powtórzyłem do siebie, otrzepując się z brudu i wody.
- Mylisz się.
Jakiś głos odezwał się znikąd. Kto to był? Rany, jaki wstyd...
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!