W jaskini dosłownie nie dawało się oddychać. Duchota i przytłaczający nieład wywoływały wrażenie małego, ciasnego pomieszczenia... które z każdą sekundą staje się coraz ciaśniejsze. W sekundzie gdy głos wilka dobiegł do moich uszu, każdy zmysł wyostrzył się.
- Więc... na czym polega problem? Tylko szybko, nie mam czasu...
- D-Dobrze... - Zająknęłam się, a pysk wilka rozjaśnił wredny uśmiech. - Jakiś czas temu... sama już nie wiem ile... straciłam partnera. Było to dla mnie dość traumatyczne... ponieważ... ponieważ...
- Mówisz, czy nie?! - Wrzasnął samiec zrywając się z posłania.
- Byłam z nim w ciąży! - Krzyknęłam pod wpływem impulsu. - Dbałam o tą ciąże, nie przemęczałam się, nie piłam alkoholi i tak dalej...
- Ale mimo to poroniłaś, zgadłem?
- T-Tak. - Wydusiłam z siebie zaciskając zęby.
- Rozumiem. - Po owych słowach basior wstał i zaczął krzątać się po mieszkaniu. W zadziwiającym tempie znajdował każdą rzecz, której najwyraźniej potrzebował. Usłyszałam tylko dźwięki otwieranych butelek i odgłos przelewanych płynów.
- Wypij to. - Wyszeptał podając mi mały kubek wraz ze śmierdzącą substancją w środku. Szybkim krokiem wrócił na posłanie. - Pij...
Posłusznie wykonałam polecenie. Poczułam lekkie zawroty głowy i prawie od razy zebrało mi się na wymioty.
- Teraz spójrz, ej! Patrz w moje oczy. - Samiec wydawał mi na wpół zrozumiałe polecenia. - Zaraz wrócisz do miejsca z ostatniego snu. Pamiętaj, że to jest twój sen, to ty go kontrolujesz!
- Mhm... - Tępo pokiwałam mdlejącą głową.
- Wiesz co masz zrobić?
- Co....?
- Zabić. Musisz stoczyć walkę z tym, co cię męczy... musisz. - Słowa zostały ucięte przez nagły letarg, w który popadłam.
Ocknęłam się w jaskini. Nadaj przepełnionej krwią, wciąż blisko tysiąca ciał wisiało przy stropie bujając się i co chwile gubiąc jedną z kilku ostatnich kropel krwi.
- *To mój sen... To ja jestem tu silniejsza...* - Powtarzałam sobie te słowa idąc w stronę pary czerwonych ślepi.
- Mamusiu, przyszłaś się ze mną pobawić po raz drugi? - Przerażający szept rozległ się za moimi plecami. Odruchowo posłałam tam falę ostrych sopli. - Myślisz, że możesz mnie trafić? Nawet nie wiesz, gdzie jestem!
Nie reagowałam, ze stoickim spokojem przebijałam się pomiędzy pływającymi ciałami. Usłyszałam tylko cichy plusk i dźwięk przedzieranego powietrza. Szybko odwróciłam się nastawiając włócznię w odpowiednim kierunku. Obserwowałam jak ramię małej wadery zostaje przebite, a po chwili wyłamane i oderwane od reszty korpusu. Przerażający pisk rozległ się w pustce... pustce, jaką była owa jaskinia. Skierowałam falę ostrych kolców prosto w drugą łapę, tym razem rozrywając ją na części pierwsze.
- Istnieje jakiekolwiek ryzyko? - Głuchy głos samca rozchodził się w powietrzu.
- Tak, mikstura, którą wypiła może jej pomóc, ale również może ją zabić. Za jakiś czas jej sen zacznie się niszczyć. Na przykład pojawi się jasna dziura w sklepieniu, czy coś... wtedy będzie miała ostatnią szansę.
- A jeśli nie zabije do czasu aż cały sen się rozpadnie?
- Wtedy do końca życia będzie przeżywać to, co przeżywała ostatnio.
Całą rozmowę zagłuszył delikatny, ledwo słyszalny głosik.
- Mamusiu... wiem, co chcesz zrobić. Proszę cię, nie zabijaj mnie... bądźmy znów rodziną... proszę... - Moja własna córka błagała mnie o życie. Łzy zaczęły wyciekać mi spod powiek, jednak w swej lewej łapie wciąż dzierżyłam cienkie, lodowe ostrze... które po chwili wyślizgnęło się z mego uścisku. Rzuciłam się do samicy i złapałam ją w ramiona... zaczęłam szlochać. Po raz pierwszy mogłam przytulić córkę, po raz pierwszy mogłam usłyszeć bicie jej serca, po raz pierwszy mogłam... kujący ból krtani spowodował nagle ożywienie się wszystkich zmysłów. Wgryzła się w moje gardło... wbiła się w nie.... coś jednak było nie tak. Wiem, jak działa podcięcie gardła lub zrobienie w nim dziury. Nie powinnam móc oddychać, a to wychodziło mi normalnie.
-Nie pozwolę ci zapomnieć o tym, co zrobiłaś... Nie pozwolę ci puścić mojej osoby w niepamięć! - Jej krzyk zapoczątkował coś na wzór reakcji łańcuchowej. Zarówno moja źrenica jak i tęczówka rozpadły się na prawie tysiąc części. Widziałam całe swoje życie. Momenty poniżania, tortur w wojsku, traktowania jak ścierwo... oraz chwile wybawienia. W chwili, gdy moją gałkę oczną pokryła śnieżna biel, źrenica znów wróciła na swoje miejsce, tworząc małą, czarną kropkę na ślepo bladej powierzchni. Przyglądałam się całemu mojemu ciału... moje futro, czubki łap, mój naszyjnik i grzywka która zawsze opadała na zielone ślepia... to wszystko zniknęło.... nie zwróciłam nawet uwagi na to, że się wybudzałam. Po chwili znów byłam w cuchnącej jaskini, do której przyprowadził mnie Anonymous.
Zauważyłam, że oba samce stoją dobre pół metra ode mnie uważnie mi się przyglądając.
- Black, co ci się stało? - Zapytał wilk, którego czas marnowałam swoją osobą.
- Co masz na myśli...?
- Twoja sierść, grzywa, oczy... cała ty!
Z przerażeniem obserwowałam połyskującą błękitną sierść.
- Hahaha! Naznaczona! Byłaś zbyt słaba, żeby ją zabić? Dałaś się jej zranić! Teraz masz tego skutki! Nie da się tego cofnąć, jednak... lepsze to niż śmierć.
Wstawałam wysłuchując wywodu roześmianego samca.
- Chodź, nie mamy tu już nic do roboty. - Wyszeptał Anonymous dosłownie wyciągając mnie na dwór. - Odprowadzę Cię...
Podróż nie była długa, a z racji ogólnego zmęczenia rozmowa też nie kleiła się za dobrze.
- Tak w ogóle... jak to wyglądało?
- W sensie co?
- No, sam wiesz co...
- Zaczęłaś świecić się bardzo jasnym światłem, a po chwili... no, sama wiesz co.
- Wybacz, ale mam jeszcze jedną prośbę do ciebie.
- Mianowicie?
- Boję się zostawać sama w domu. Mógłbyś posiedzieć ze mną lub nawet u mnie przenocować? Chodzi mi tylko o to, żebym usnęła, gdy ktoś będzie w pobliżu...
<Anonymous?>