niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Rainbow - Nowy świat

Obudziłam się w jakiejś jaskini, na jakimś legowisku. Moje duże, fioletowe oczy były już otwarte i nerwowo poruszały się w lewo i prawo, badając otoczenie. Nie wyobrażałam sobie tego świata takiego pięknego. Moja siostrzyczka miała na imię Gray Fog - szczerze, na razie nic o niej nie wiedziałam, w sumie, wiedziałam to, że jest moją siostrą. Nasza zapewne mama lizała nas czule po łebkach, a my przymykałyśmy oczy z zadowolenia. Dotknęłam nosem Gray Fog i wciągnęłam jej zapach. Ona tylko na mnie popatrzyła i zamrugała kilka razy. Uśmiechnęłam się do niej i wstałam. Zrobiłam pierwszy krok i niestety, ale się przewróciłam. Trochę bolała mnie łapka, ale jeśli już się podjęłam... to teraz, albo nigdy. Wstałam i zaczęłam krzywo iść ku wyjściu. Nasz tata, Corey, podbiegł do mnie i delikatnie złapał zębami za sierść na karku. Zaczęłam się wyrywać i w końcu mi się to udało, ale straciłam trochę mojej myszatej sierści. Wybiegłam już pewniej z jaskini i wskoczyłam w pobliskie krzaki. Corey nie zauważył mnie i pewnie pomyślał, że pobiegłam na wprost, więc tam też się udał. Kiedy było już spokojnie, wyszłam z krzaków z nosem przy ziemi. Wąchałam wszystko i zwiedzałam. Idąc spokojnie natrafiłam na jakąś wodę, najprawdopodobniej stawik, lub jeziorko. Nachyliłam się, a spod mojej łapy spadły grudy ziemi, wprost w wodę. Wysunęłam język i wychyliłam się, po czym zawinęłam go z powrotem, czując jak zimna woda spływa w moim gardle. Usiadłam z zadowoleniem i zastanowiłam się, co robić dalej. Zauważyłam gołębia. Był trochę większy ode mnie, ale to i tak nie przeszkodziło mi w podejściu do niego. Podeszłam do gołębia i pomachałam przyjaźnie ogonem. Ptak odleciał, a ja biegłam za nim. Nagle poczułam, że gdzieś spadam. Z łbem zadartym do góry, nie zauważyłam... dołu? Najprawdopodobniej. Leciałam i piszczałam ze strachu. Dopiero przyszłam na świat i już z niego odchodzę... żegnaj, świecie! Zamknęłam oczy, a po chwili otworzyłam je. Mrugnęłam kilka razy zdezorientowana. Siedziałam w jakimś... tunelu? Wszędzie paliły się pochodnie, więc poszłam jedyną drogą - przed siebie. Prosta droga nie trwała długo, ponieważ w końcu spotkało mnie rozwidlenie. Lewo, czy prawo, lewo, czy prawo...? Poszłam ostatecznie w lewo. Gdy usłyszałam syki z naprzeciw, stanęłam. Przełknęłam ślinę i nie ruszałam się.
- Halo? - wydusiłam z siebie, bliska łez. Musiałam być twarda. - Jest tu kto? - powtórzyłam z wyraźnym naciskiem.
Znów nikt, ani nic nie odpowiedziało, oczywiście nie licząc syku. Ruszyłam na przód, co nie było dobrym pomysłem. Z ciemności wyłonił się pysk. Wyglądał jak pysk węża. Wąż wydawał z siebie syki ostrzegawcze, ale nie pełne gniewu, wręcz przeciwnie - jakby... potrzebował pomocy? Wkrótce zobaczyłam ranę niedaleko jego szyi, tak, na boku jego szyi. Nadal krwawiła. Zagryzłam wargę. Bałam się, ale nie mogłam się bać. Wąż mógłby pomyśleć, że jemu też coś zagraża i zacząłby wariować. Podeszłam jeden krok.
- Chcę ci pomóc. Pokażesz mi swoją ranę? - wreszcie wydusiłam.
On syknął niepewnie i lekko zmrużył oczy, ale położył się płasko, tak, bym mogła dosięgnąć rany. Był naprawdę ogromny! Jego łeb był tak duży, jak ja, Gray Fog i moi rodzice, każdy stojący jeden na drugim. Nie chciałam wiedzieć, jaki jest długi. Podeszłam do niego i dotknęłam łapą skóry obok krwawiącej rany. Zaczęłam myśleć, jak mu pomóc. W końcu ostatecznie poszukałam jakiś składników, by zrobić coś na wzór maści. Znalazłam liść mięty, wodę, wycisnęłam z jakiegoś dziwnego liścia coś podobne do kremu, wzięłam jeden płatek jakiegoś kwiatu i wszystko zmiażdżyłam łapą, po czym zmieszałam w glinianej miseczce, którą znalazłam po drodze. Podeszłam do rannego zwierzęcia i popatrzyłam mu w oczy.
- Ufasz mi?
Odpowiedział mi sykiem. Westchnęłam, nie rozumiałam nic. Nałożyłam trochę mieszaniny na łapę i natarłam nią miejsce, w którym znajdowała się rana. Patrzyłam. Rana... w ekstraszybkim tempie zaczęła się zrastać skórą. Otworzyłam lekko pysk ze zdziwienia. Zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym zawiązać ranę. Bezpieczeństwa nigdy za wiele. Znalazłam jakiś materiał. Postanowiłam użyć go, jako bandaż. Znów podeszłam do węża i nakazałam, by ze mną na swojej szyi powoli się podniósł. On to zrobił, a ja drżąc ze strachu w obawie, że spadnę, zaczęłam wiązać wokół jego szyi materiał. W końcu zjechałam po jego ciele, jak na zjeżdżalni, do zupełnej ciemności. Podbiegłam do miejsca, w którym widziałam światło, czyli tam, gdzie znajdowała się przednia "część" węża. Pożegnałam się z nim, normalnie, a on po wężowemu i wyszłam z jaskini. Zaczęłam biec w kierunku mojego domu i weszłam tam. Mama i ojciec zbesztali mnie za to, że bez ich pozwolenia, całkowicie sama wyszłam z jaskini, narażając się na niebezpieczeństwo. Ja tylko położyłam się obok mamy i Gray Fog, opowiadając szeptem siostrze o wężu i tunelach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!