Wadera rozpoczęła oprowadzać mnie po terenach. Żadne z nas nie próbowało zacząć rozmowy. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, bardzo mi pasowało. Tylko ona czasami odzywała się, żeby coś wyjaśnić. Wtem z jej ust padło zdanie:
- A skąd tak w ogóle się tu wziąłeś, albo raczej, w jakim celu? Wiem, że wiele wilków po prostu znajduję tą watahę i dołącza, ale... - westchnąłem dając jej do zrozumienia, że rozumiem o co jej chodzi.
- Jest tu ktoś ważny. Dla mnie. - odrzekłem krótko wciąż patrząc się w dal.
- Ważny w sensie, wade...
- Nie! - zawarczałem. - Po prostu ktoś kto ma u mnie długi, jasne?
- Kto? - zapytała z zaciekawieniem.
- A czemu miałbym ci powiedzieć? - odrzekłem z przekąsem.
- Wiesz, nie możesz tak po prostu zabić innego wilka, prawda?
- Zdaję sobie z tego sprawę. Mogę za to zrobić coś co sprawi, że będzie bardzo, bardzo cierpiał. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Raczej nikt nie przyjmie tego dobrze. Z resztą, co ci takie...
- Książkę piszesz? Wiesz już wystarczająco dużo. - ponownie jej przerwałem, zamilkła.
Maszerowaliśmy w kojącej ciszy, pośród młodej trawy. Wiosna zdecydowanie się przebudziła. Dziwne było to, że nagle, bez żadnej zapowiedzi, jakby cały śnieg stopniał w przeciągu pięciu minut. Wtem Rock zatrzymała się i tupnęła lekko łapą, żeby zwrócić moją uwagę.
- W tej jaskini mieszkasz. Zamieszkujemy ją też ja i mój partner. - rzekła wchodząc do groty. Poszedłem w jej ślady. Ułożyłem się gdzieś w rogu. Coś jeszcze powiedziała, po czym opuściła pieczarę. O dziwo, bardzo szybko zmorzył mnie sen.
Obudziłem się w nocy. Czułem się okropnie. W mojej głowie rozbrzmiewała burza głosów. Zdawałem sobie sprawę, że od zawsze było coś ze mną nie tak, ale raczej rzadko zdarzały się podobne sytuacje. Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Szepty nie ustawały, a wręcz przeciwnie, nasilały się. Najpierw starałem się ignorować ich błagania, by pójść w głąb lasu, jednak z minuty na minutę stawały się coraz bardziej nieznośne. W końcu nie wiedząc co ze sobą zrobić, zacząłem podążać według ich wskazówek. Szeptanie przeobraziło się w krzyczenie, a wraz z nim moje truchtanie w sprint. Nagle, bez zapowiedzi ucichły. Stanąłem, by się rozejrzeć, gdzie właściwie dobiegłem. Kilka metrów dalej znajdował się jakiś wilk. Przymrużyłem oczy, lecz przez panujący mrok nie mogłem wiele dostrzec. Zmaterializowałem się obok wilczura. Był to basior w żółtej bluzie.
- Coś mi świta... - mruknąłem niesłyszalnie.
No jasne! Jak mogłem zapomnieć, to przecież ten, którego szukałem. Wyszczerzyłem się pod nosem. Najpierw trochę go pogonię, a później się zobaczy. Nie chcę go zabijać, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Może uda mi się doprowadzić go do samobójstwa, byłbym wtedy mniej zagrożony niż zabijając go sam. Bez chwili zwłoki przybrałem postać Wendigo. Zacząłem iść w stronę celu zawracając jednocześnie jego uwagę. Gdy mnie zobaczył, począł gwałtownie się wycofywać. Rozpocząłem gonitwę. Basior biegł dość szybko, jednak jak można się domyśleć z łatwością go dogoniłem. Gdy byłem już bardzo blisko, w mgnieniu oka otoczył mnie oślepiający dym o nieznośnym zapachu. Na chwilę zwolniłem, wiedząc, że i tak go dogonię. Wraz z szybkim rozwianiem się zasłony dymnej, ruszyłem w dalszą pogoń. Wilk znajdował się jeszcze w moim polu widzenia. Po niedługo trwającym biegu, wyskoczyłem przed niego torując mu drogę. Bezskutecznie próbował mnie ominąć. Szybkim ruchem chwyciłem go zębami za kark, następnie z impetem rzucając nim o sporą skałę. Chciał wstać, lecz przygniotłem go do ziemi.
- Nie ma ucieczki! - krzyknąłem mocniej naciskając na jego klatkę piersiową. Splunął mi w pysk krwią. Już chyba domyślił się, że naprawdę nie jestem potworem, którego miałem aktualnie ciało. - Nie dasz za wygraną? - nagle jego kość nie wytrzymując nacisku pękła, a on wydał z siebie ogłuszający dźwięk. Na chwilę zakręciło mi się w głowię. Te kilka sekund wystarczyło mej ofierze, by przeturlać się spod mojej łapy. Jęczał przy tym z bólu, jednak wciąż starał się co sił uciec. Ponownie stanąłem przed nim. Ranny niespodziewanie skoczył na mnie, chwytając się zębami mojego karku. Niekontrolowanie zmieniłem się znów w wilka. Uderzyłem go z całej siły w brzuch, przez co ponownie leżał w połowie obezwładniony na ziemi. Podszedłem doń uśmiechając się szyderczo, gdy ten podejmował próby podniesienia się. Zanurzyłem pazury w jego policzku.
- Kim ty do jasnej jesteś?! - wysapał starając się mnie od niego odepchnąć.
- Kimś kto z chęcią pomoże ci się przeprawić na tamten świat.
- To zdążyłem zauważyć. - warknął, w końcu, po wielu próbach podnosząc się. Mieliśmy już znów pogrążyć się w wirze walki, lecz przeszkodziło nam wołanie.
- Ej! Co wy tam wyrabiacie?!
<Ktoś chętny do dokończenia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!