UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Ze spuszczoną głową przemierzałam zaśnieżone drogi, opierając się wiatru i wszystkiemu, co wciąż ciągnęło mnie w przeciwnym kierunku. Zastanawiałam się, dlaczego tutaj wracam. Wszyscy już o mnie zapomnieli i żyli własnym życiem, a ja znów tak bezczelnie w nie wchodzę. Pozostawiam za sobą wizję prawdziwej wolności, braku zobowiązań i uwolnienia się od tych wszystkich wilków wciąż podcinających mi skrzydła, aby powrócić do wiecznej rutyny, zapracowania i znoszenia tych codziennych, pełnych napięcia rozmów z innymi wilkami. Być może użalałam się nad sobą, ale moja wyniszczona wola przetrwania w dzisiejszym świecie pozwalała mi jedynie na taką czynność. Nie miałam w tej watasze nikogo, do kogo warto byłoby wracać, za nikim nie tęskniłam. Wizja ponownego spotkania z tymi wszystkimi młodymi optymistami, którzy myślą, że są fajni, starymi skurwysynami, którzy desperacko pragną tego, aby zawsze mieć rację i górować nad innymi i resztą tej uroczej gromadki przyprawiała mnie o chęć strzelenia sobie z shotgun'a prosto w łeb. Szkoda tylko, że nie miałam go przy sobie, a w zasadzie nigdy nie trzymałam w łapach. Pamiętam, że mój ojciec miał dużo broni od ludzi. Repliki średniowiecznych i kilka prawdziwych pistoletów. Kolekcjoner broni się kurwa znalazł. Nie, nie zniosę już dłużej patrzenia na te wszystkie uśmiechające się mordy. Wróciłam tutaj tylko dla pasji i poczucia jakiegoś obowiązku, myślę, że może znajdę nareszcie kogoś, kogo będę mogła nazwać moim przyjacielem, albo sprowadzę wilki, które pozostawiłam w tej chwili w dali, aby wrócić do tego okropnego burdelu, zwanego Watahą Krwawego Wzgórza. W zasadzie, to już jednego sprowadziłam. Dwie postacie, nieśmiało trzymające się za łapy, obie o czarnym kolorze futra, większa z dużymi, ciemnymi skrzydłami zmierzały w stronę największego piekła, jakie mogło zgotować im bezlitosne i bezsensowne życie.
- Nie cieszysz się, że znów ich zobaczysz? - Zapytał basior, który ewidentnie nie potrafił czytać mi w myślach. Ale mimo to rozumiał mnie najlepiej ze wszystkich, choć nigdy nie doświadczył choćby symulacji tego, co ja przeżyłam.
- Nie. - Odparłam krótko, tonem pełnym pogardy.
- To dlaczego właściwie tam wracasz?
- Nie wiem, coś ciągnie mnie w tamte strony mimo wszystko. I fakt, że idziesz ze mną utwardza mnie w przekonaniu, że to była jednak dobra decyzja.
- Rozumiem. - Odpowiedział, nie ciągnąc dłużej tematu. Lubiłam w nim to, że prawie zawsze wiedział, kiedy ma odpuścić. Z tym, że kiedy nie odpuszczał w odpowiednim momencie, tak bardzo mnie ranił.
- Tutaj będzie twoja jaskinia. Akustyka jest genialna. Jutro idź do Kanionu, tam jest jaskinia alf. Powiedz potem, czy cię przyjęli i... witaj w największej pułapce twojego życia.
- Przesadzasz. - Odparł.
- Nie. - Ucięłam i ponagliłam go wzrokiem.
- Dobranoc. - Odpowiedział i przytulił mnie do siebie. Tak bardzo to lubiłam...
- Dobranoc. - Szepnęłam z uczuciem w głosie i pogłębiłam uścisk. Shadow zniknął w mroku jaskini, a ja udałam się do swojej, rozmyślając nad tym wszystkim. Czy dobrze, że go w to wplątuję? Czy dobrze, że w ogóle tutaj wróciłam? Dlaczego właściwie odeszłam? Jaka sytuacja była dla mnie impulsem zarówno dla odejścia, jak i powrotu? Czemu ja kurwa jeszcze żyję? Wparowałam do swojej jaskini i wyciągnęłam z plecaka płytę, po czym puściłam i znacznie zwiększyłam głośność.
- Wyłącz ten jazgot! - Dało się usłyszeć wrzask jednego z tych buraków z dość dużej odległości. Zasiadłam wygodnie przy palenisku i uśmiechnęłam się pod nosem, mamrocząc:
- Lost In Dreams is back, bitches.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!