Tego dnia obudził mnie cichy łoskot. Obudziłam się i wstałam z posłania. Obok leżał Demon.
- Witaj kochanie, jak ci się spało? - spytał serdecznie.
- Całkiem nieźle. - Odpowiedziałam ukrywając senność.
- Przejdziemy się? - zaproponował.
- Dobry pomysł na rozpoczęcie dnia. - powiedziałam uśmiechnięta.
- To gdzie się przejdziemy?
- Może do Lasu Dusz? - spytałam szczęśliwa.
- Dobrze, kochanie. - odpowiedział z uśmiechem.
- To idziemy?
- Ale najpierw zjedz. - odparł przysuwając mi pod nos świeżo upolowanego zająca.
- Już jem. - odparłam żartobliwie, zaczynając jeść.
- To idziemy? - spytał podczas gdy właśnie oblizywałam pysk z krwi.
- No pewnie! - odkrzyknęłam wesoło. Potem jak byliśmy już w Lesie Dusz, zaczęliśmy rozmawiać o ciąży. Zastanawialiśmy się już nawet jak szczeniaki nazwiemy. Potem poszliśmy nad rzekę. Demon przewidział, że będą dwie samice i jeden samiec. W razie czego imiona są wymyślone. Nagle pod wieczór złapał mnie skurcz. Potraktowałam to jako nic strasznego i nie zwracałam na to uwagi. Potem odczuwałam je coraz częściej i stawały się coraz bardziej nie do zniesienia. Demon postanowił, że wracamy do domu. Jednak tuż przy jaskini przewróciłam się na ziemię. Nie byłam w stanie stać. Demon czym prędzej zaniósł mnie do lecznicy. Było już ciemno. Około godziny dwudziestej trzeciej dotarliśmy do lecznicy. Położyłam się na wskazanym przez Makkę miejscu. Potem wszystko działo się już błyskawicznie. Ja odczuwałam coraz gorsze skurcze, większy ból. Obraz przed oczami stawał się rozmazany, niewyraźny, słyszałam już tylko niektóre słowa, potem szumy, a po trzydziestu minutach nic. Straciłam też obraz przed oczami. Jedyne co czułam to ból. Tak minęło kolejne trzydzieści minut. Potem już nawet nic nie czułam. Zasnęłam. Obudziły mnie ciche piski. Otwarłam oczy. Było już koło północy, a dokładniej minutę po północy. Przede mną leżał Demon, ściskał mi łapę. Zadowolony kazał mi się odwrócić. Spojrzałam na Makkę, która obdarowując mnie miłym spojrzeniem powiedziała tylko:
- Gratuluję!
- Już po wszystkim? - spytałam zmęczona.
- Tak. - wtrącił zadowolony Demon.
- To jak je nazwiemy? - spytałam patrząc na troje szczeniąt.
- Tak jak to było zaplanowane. To będzie Hector. - powiedział zadowolony wskazując na małego basiora.
- To Karona. - powiedziałam tuląc się do małej, czerwonkawej wadery o czarnych skrzydłach.
- A tą nazwiemy Lena. - dodał Demon wskazując na ostatnie szczenię. Potem mocno je przytuliłam. Demon przyniósł mi kawałek mięsa, żebym się posiliła. Byłam wycieńczona.
- Dziękuję, Makko! - powiedziałam wychodząc z jaskini i niosąc Lenę w zębach. Demon niósł Karonę i Hectora. Do jaskini dotarliśmy o trzeciej, więc od razu położyłam się spać. Swym wielkim skrzydłem okryłam moje młode.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!