Podniosłem się z posłania i popatrzyłem na moje jajo, na Szpona. Aż oczy same cieszyły się, na widok małego, niewinnego jajka, które dopiero co było wysiadywane. A już nawet serce cieszy się na myśl, że to jajo jest twoim przyjacielem na zawsze... Dosłownie, na zawsze, przynajmniej w moim przypadku, gdyż dzisiaj postanowiłem pewne rzeczy.
- Szponek, dzisiaj zrobimy zapasy zimowe. Może zdążysz wykluć się do świąt, lub na tą zimę, by zasmakować tych rzeczy, co? - spytałem jajka czule się uśmiechając. - *Czy dobrze jest zabierać jajo na polowanie? Nie, chyba nie...* - pomyślałem o delikatności tego jaja, może wyglądało na strasznie twarde i mocne, ale takie w rzeczywistości nie było. Zostawiłem więc przyszłego towarzysza w jaskini. Wzbiłem się w powietrze, z moimi czarnymi skrzydłami z mroku i spróbowałem schować je pod skórę. Udało się! Ponownie wzleciałem do góry i ruszyłem najpierw do sadu. Tam jeszcze były owoce, na szczęście. Zerwałem jabłka, śliwki, wiśnie i gruszki, po czym schowałem je do torby i poleciałem do domu. W kuchni położyłem owoce na blat i ruszyłem w stronę mojej sypialni. Jajko przeturlało się w kąt, więc trochę przestraszyłem się, że nie było go na swoim miejscu. - Szpon, nic nie widzisz, możesz tak się stłuc. Jak się wyklujesz, obiecuję ci, że pokażę ci wszystko! - powiedziałem i przełożyłem jajo na jego gniazdo. Później wybiegłem na teren łowiecki, który był bardzo blisko mojej jaskini i polowałem. Najpierw chciałem upolować zwierzęta podstawowe; ptactwo, jeleniowate i gryzonie. Najpierw zaczaiłem się na sarnę. Bardzo łatwo było ją upolować. Skok. Gryz. I po sprawie. Położyłem mięso sarny na grzbiet i wbiegłem do jaskini. Położyłem ją w spiżarni i upolowałem jeszcze kilka saren. Byłem zmęczony, ale jeśli chcę, by mieć co jeść, gdy zrobi się zima i nie będzie już zwierząt, muszę zrobić zapasy. Upolowałem jeszcze łosia, karibu i daniela, już miałem dosyć. Odpocząłem i napiłem się wody. Ruszyłem teraz, by upolować kilka ptaków i gryzoni. Upolowałem kaczki, było ich dużo, osiem gilów, dziewiętnaście wróbli i trzy kruki. Nie było to dużym wysiłkiem, no, może...Trochę trudno było zaczaić się na ptactwo. Zacząłem polować na gryzonie i upolowałem trzy borsuki, dwa pieski preriowe, zająca i królika, cztery myszy i cztery wiewiórki. Później wyruszyłem w góry, by polować na dzikie kozy, dzikie krowy i dzikie owce. W górach spotkałem kozice górskie, natomiast na łąkach krowy i owce. Upolowałem tylko dwie kozy i jedną kozicę górską, jedną krowę i trzy owce. Z owiec miałem wełnę i mięso, co było wygodne. Wszystko wrzuciłem do spiżarni. I zrobiła się noc, tak długo polowałem. Byłem wykończony, aczkolwiek chciałem upolować coś jeszcze... Upolowałem nietoperza, on będzie na Wigilię jako święte danie. Ściągnąłem swój kombinezon, lub bluzę, jak kto woli, odsłaniając czarne futro. Moim zdaniem, nie miałem urody. A przynajmniej, do pewnego czasu. Spojrzałem w taflę jeziora, gdyż wyszedłem i popatrzyłem na swoje odbicie. Zaskoczyło mnie. Zauważyłem tam ładnego, czarnego basiora, z jednym okiem niebieskim, drugim zielonym. Nigdy nie widziałem swoich oczu. Uśmiechnąłem się. Wróciłem do jaskini i zszedłem do spiżarni. Wziąłem nożyce i zacząłem ścinać wełnę z owiec. Kiedy wszystkie były już gołe, wyszedłem, biorąc ze sobą wełnę i ruszyłem na górę. Resztę czasu spędziłem na przerabianiu wełny na włóczki. Potem wziąłem szydełko i zacząłem szyć. Uszyłem wełniany sweter na mój rozmiar i jeden na rozmiar małego smoka. Wiedziałem, że mój smok ewoluuje na święta, więc uszyłem mały sweter dla niego. Założyłem go na jajo, mimo, że nie miało łap. Mieliśmy białe swetry, gdyż nie znalazłem barwników do farbowania wełny. Później zjadłem kawałek zająca, który już dawno upolowałem i zasnąłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!