TEKST ZAWIERA WULGARYZMY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Wiedziałem, po prostu czułem, żeby dziś nie wychodzić ze swojej nory. Gdy tylko wychyli się łeb poza swój dotychczasowy azyl, cały świat zaczyna mieć do ciebie tysiąc spraw, pretensji i bólu dupy o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Zawsze przybierają one różne wcielenia, lecz tym razem... Dzisiejszego, pięknego i cholernie upalnego jak na jesień dnia każdy z problemów upodobnił się do Shattereda - bękarta, to znaczy, kochanego synka najwspanialszej pary w naszym skromnym klanie. Nigdy nie widywałem go zbyt często, jednak gdy już był w moim promieniu wzroku zajmował się treningiem. Głównie dlatego zdziwiła mnie jego prośba. Gdyby ktoś mnie zapytał to zapewne dałbym sobie uciąć łapę... i pewnie coś jeszcze za to, że młody samiec Alfa ma już swojego mistrza. Jak widać straciłbym dość sporo, gdyby do takiego zakładu doszło.
Przeciągnąłem łapą po suchej, jałowej ziemi rozglądając się dookoła. Z podziwem zauważyłem, że jednak coś dało radę wyrosnąć na tak mało urodzajnym gruncie. Mogłem śmiało porównać to do swojej osoby - byłem, jestem i będę świadom swojego podejścia do życia. Głównie dlatego mogę w spokoju powiedzieć, że nie nadaję się na dobrego nauczyciela. Nie mam cierpliwości, kiepsko przekazuję wiedzę a do tego "daję zły przykład". O słodka ironio... daję zły przykład w klanie złożonym z zabójców! Haha, może jednak coś z tego wyjdzie... Możliwe, że Shattered będzie niczym te drobne stepowe roślinki, przystosowane tak dobrze, że wystarczy tylko wskazać im odpowiednią drogę.
- Twój ojciec nie będzie zadowolony - zacząłem, wyciągając prowizorycznego papierosa i odpalając go krzesiwem - Zapewne nawet nie brał mnie pod uwagę...
- To prawda, dość dokładnie wskazywali mi, że na mistrza najlepiej będzie nadawać się Silent Fear - wyjaśnił nie zrywając kontaktu wzrokowego
- Zgadza się młody - przytaknąłem - Mówię to niechętnie, jednak jest o wiele lepszy ode mnie. Eh, gdybym tylko miał swoje dawne ciało...
- Dawne? Czekaj... podobno należałeś do tej watahy wcześniej. Jak to się-...
- O tym innym razem, teraz nie mamy na to czasu. Głównie dzięki tobie.
- Jak to dzięki mnie? - Zapytał wyraźnie zdziwiony
- Gdybyś podniósł swoją leniwą dupę wcześniej to mielibyśmy dość sporo czasu. A tak, ile zostało ci do zakończenia szkoły? - było to pytanie retoryczne i zgodnie z moimi oczekiwaniami młodzik nie dopowiedział
Ponownie sprawdziłem obecność ostrzy, krzesiwa i kilku papierosów. Szybki rzut oka na słonce utwierdził mnie w przekonaniu, że mogę połączyć "spacer po terenach" z historią klanów i wilkami znajdującymi się w Cecidisti Stellae.
- Chodź - wydałem prostą komendę i ruszyłem przed siebie. Nie miałem zamiaru pilnować ucznia. Jeśli naprawdę mu zależało to powinien się trzymać blisko mnie - Aktualnie przechodzimy przez Martwe Pustkowia. Żyjesz tu tak samo jak my, więc pewnie wiesz, że stanowią one znaczną część terenów naszego klanu. Na próżno tu szukać cienia, wody czy zwierzyny. Mogę śmiało porównać je do naturalnego cmentarza. Wspólnej mogiły, na terenie której to życie straciła cała masa zwierząt. Osobiście wybrałem ten teren własnie ze względu na jego nieatrakcyjność. Gwarantowany brak współlokatorów czy upierdliwych sąsiadów. Choć jeśli ktoś chce to i tak mnie znajdzie.
- Rozumiem. Powiesz mi coś o reszcie klanów? Wprawdzie usłyszałem swoje od rodziców, jednak sam nigdy nie byłem za granicami... - usłyszałem głos po swojej prawej
- A sam byłeś najpewniej zbyt leniwy żeby tam się udać - syknąłem, chciałem sprawdzić na ile sobie pozwoli, jak daleko sięga granica, po przekroczeniu której wywołam u niego gniew i chęć dokonania mordu na mojej skromnej osobie
- Do tej pory byłem szczeniakiem, poza tym... - przerwałem jego wypowiedź.
- Klan Virdi Agmen jest rządzony przez basiora Saviora, a przynajmniej tak było gdy odwiedzałem ich po raz ostatni. Przemieszczanie się po ich terytorium to prawdziwa katorga, głównie dlatego, że jest to istna dżungla. Większość wilków należących do tego zgrupowania żyje jakby była w wiecznym letargu. Ciężko tam szukać wspaniałych wojowników, genialnych strategów czy zimnokrwistych zabójców. Mimo to, znajdziesz tam wielu dobrodusznych i znających się na rzeczy medyków. Między innymi dlatego ten klan jest tak istotny. Co ciekawe, gdy dołączy do nas w konflikcie z Fortis Corde, da nam o wiele większe możliwości zwycięstwa.
- Mhm, a gdzie jesteśmy teraz?
- Zadajesz głupie pytania, powinieneś chociaż znać nazwę!
- Do cholery, wiem, że są to Opustoszałe Mokradła! Łazisz tu częściej niż ja, powiedz coś więcej!
- No tak, karocy jeszcze nie mamy, więc księciunio nie raczy zniżyć się do poziomu omegi. Jak widzisz jest to teren lekko podmokły, jednak nie radzę ci czerpać wody do picia z tego miejsca. To właśnie tu najczęściej możesz znaleźć towarzyszy do rozmowy... poza tym... nic. Nudna, wielka połać terenu. Nie ma na niej nic bardziej wartościowego od nas samych.
Zrobiłem chwilę przerwy na odpalenie papierosa i kilkukrotne zaciągnięcie się dymem. Widziałem jak nos basiora lekko marszczy się od woni spalanej rośliny. Cóż, jedynym wyjściem było odejście lub przystosowanie się do niekorzystnych warunków.
- Fortis Corde - zacząłem - Nasi główni wrogowie, obecnie raczej najsilniejszy klan. Jego przywódcami jest wadera Avalanche, obok siebie ma partnera o imieniu Elias. Razem mają gromadkę szczeniąt, jednak ich imiona nie są mi znane. Jest to klan obfitujący w zwierzynę oraz wilki zdolne do walki. Większość z nich jest dla nas zajęciem na kilka minut, jednak posiadają już kilka perełek.
- Na przykład? - młodzik ponownie mi się wciął
- Na przykład Patton. Jest stary wiekiem, lecz młody ciałem oraz duchem. Mimo to starość idzie w parze z doświadczeniem. Inaczej mówiąc, módl się, aby to twoja matka z nim walczyła.
- Kpisz sobie, niby dlaczego?
- Bo jest jedną z nielicznych, którzy mają z nim jakieś większe szanse. Osobiście jestem świadom swojej porażki w starciu z nim. No... to chyba będzie na tyle.
- Mhm, idziemy teraz przez Las Umarłych. Wiesz o nim coś ciekawego?
- Możliwe, jeśli bajki wydadzą ci się interesujące. Wpierw garstka faktów, jest to jedyny las na terenie naszego kochanego pustkowia. Dodatkowo najpewniej jest to najbardziej zacienione miejsce... oczywiście pomijając jaskinie. A co do bajeczek, podobno można zobaczyć tu tysiące złych bytów, jednak osobiście w to nie wierzę.
- Niby dlaczego? - zapytał zaciekawiony
- Przychodzę tu regularnie... na dwie czy trzy godziny. Nigdy nic mnie nie odwiedziło.
- Najwyraźniej jesteś tak nudny, że nawet duchy nie chcą cię odwiedzać - syknął z lekkim uśmieszkiem
- Może i jestem nudny, jednak mam w życiu większy cel niż schowanie się za plecami własnego ojca gdy przyjdzie wojna. A ty chyba dokładnie taki sobie ustaliłeś - odpowiedziałem obojętnie - Został nam jeden klan, mógłbyś łaskawie podać jego nazwę? - zapytałem złośliwie. Czułem, że granica jest już bardzo blisko. Chciałem żeby się wściekł, dopiero wtedy mogłem przestać być perfidny i w pełni podejść do jego szkolenia.
- Luminosum Iter. Co więcej, nawet mam o nim trochę informacji. Rządzą nim dwie siostry, jedna z nich ma partnera o imieniu Zero. Ich specjalnością jest magia i wszystko co z nią związane.
- Czyli masz podstawowe informacje, czy Wodopój Grzeszników jest dla ciebie rzeczą oczywistą?
- Tak, jedyne miejsce z którego woda zdatna jest do picia. Dodatkowo to tam dokonano najwięcej morderstw. To samo tyczy się Gniewnego Wulkanu. Mam o nim wystarczającą wiedzę.
Nie odezwałem się nawet słowem, czekałem aż młodzik zorientuje się, że już od dawna nie jesteśmy na własnym terytorium. Nastąpiło to po kilku minutach.
- Czekaj, jesteśmy za granicami! - zawołał stając
- I? Co w związku z tym?
- Po cholerę mnie tu przywlokłeś?! - warknął
- Żeby twój mały móżdżek w końcu zaznał czegoś więcej niż wyjałowionych terenów. Poza tym, polowanie jest jedną z rzeczy, których muszę cię nauczyć.
- Umiem polować - syknął
- Tak, niby na co? O tej porze roku na naszych terenach nie ma żadnej zwierzyny! Polujesz na liście, kwiatki czy może szczenięta, które gdzieś zabłądziły? Dobrze, skoro jesteś taki mądry patrz, tam są zajęcze nory. Złap sobie żarcie, to odpuszczę ci ten etap.
Odpaliłem kolejnego papierosa obserwując poczynania mojego ucznia. Nawet jeśli nigdy nie opuszczał terenów Cecidisti Stellae, to i tak wiedział co robi. Ku mojemu zaskoczeniu, z lekkimi trudami jednak złapał poleconą przeze mnie zdobycz. Z dumną miną przyniósł martwe zwierzę i rzucił je prosto pod moje łapy. Uśmiechnąłem się, po czym usiadłem
- Widzę, że ten etap przeszedłeś za mnie. Jedyne co mogę ci doradzić to podchodzenie całkowicie pod wiatr oraz wyćwiczenie cichszego wyskoku.
- Rozumiem, że teraz czeka mnie kolejna pogawędka? - był wyraźnie zmęczony moim ględzeniem, jednak zarówno on jak i ja musieliśmy przebrnąć przez ten etap
- Zgadza się. Dobrze, więc może zacznijmy od wilka imieniem Arcady. Jest to osobnik dość młody, nie ma rodziny a jego przybranym ojcem jest Silent Fear. Mieszka nad Wodopojem Grzeszników, włada wodą i mrokiem. Kolejny jest Mortimer, piastuje stanowisko mordercy lądowego. Jest to dość ciekawy osobnik - gdy na niego spojrzysz od razu widzisz przed oczami uosobienie każdego, kto jest w tym klanie. Zimny, zgorzkniały, bezczelny... i na swój sposób zwyrodniały basior. Dla własnego dobra, na razie nie wchodź mu w drogę. Trzeci na naszej liście jest mój jakże ukochany znajomy, wilk, którego lubię a jednocześnie mam ochotę rozerwać za każdym razem gdy go widzę. Mówię oczywiście o basiorze, którego imię brzmi Silent Fear. Co tu dużo mówić, jest to istny psychopata. Bardzo dobrze prosperujący, jednak wciąż psychopata. Nigdy nie możesz być pewny jego zachowania... właściwie, mogę go porównać do niewypału. Musisz uważać żeby nie ruszyć złego kabelka, bo wywoła to eksplozję. Przy "bliższym poznaniu" zrozumiesz jak należy z nim rozmawiać aby nie paść trupem. Ostatnim członkiem, i do tego drugą waderą jest Withered Rose. Tej wadery nie znam zbyt dobrze. Osobiście widziałem ją może dwa lub trzy razy, nie mówiąc już o rozmowie z nią. Wiem tyle, że posiada żywioły Magię i Ogień. To chyba wszyscy. Pominąłem twoją matkę i ojca, myślę, że ich znasz lepiej ode mnie.
- Nie opisałeś mi jeszcze jednej osoby - syknął
- Kogo niby?
- Siebie. Mów - wydał rozkaz. Dosłownie, on kazał mi to zrobić...
- Cóż... jestem basiorem, który bardzo się wkurwia jeśli ktoś próbuje wyciągnąć z niego informacje na siłę, szczególnie coś takiego jak ty - warknąłem, przy okazji osiągając swój cel.
- Mam tego dość! Powiedz jeszcze jedno słowo ty parszywy kundlu, a obiecuje, że będziesz wracać ślepy, głuchy, pozbawiony węchu i każdego jednego organu!
- Bardzo dobrze! - Zawołałem zrywając się na równe łapy - Z takim tobą chciałem rozmawiać od samego początku! Poza tym, właśnie miałem przechodzić do treningu. Chodź, pokaż mi co potrafisz ty leniwy kłębie futra!
< Shar? >