piątek, 3 listopada 2017

Od Sierry - C.D. Arcady'ego "Czy potrafisz pokochać zabójcę?"


Na początku byłam pewna siebie, kiedy ochoczo przeskakiwałam przed biednego, przysypanego śniegiem Arcady'ego, jednak z czasem zaczęłam czuć nie tyle co strach, a niepokój. Przypomniała mi się pewna sytuacja, kiedy razem z bratem utknęliśmy w ogromnym tunelu, a za nami zasypał się śnieg. Kiedy wilki zwlekały by zbyt długo, by nas odkopać, raczej umarlibyśmy tam. I od tamtej pory starałam się przezwyciężyć swój "lęk", jednak cały czas powracał.
Postanowiłam jednak nie poddawać się i iść dalej.
- Sier, naprawdę, możemy zawrócić. - powtórzył samiec.
- Nie. Jest dobrze. Chodźmy dalej. - powiedziałam, po czym zaczęłam ostro kaszleć. Arcady spojrzał na mnie z troską. No, co ja poradzę na to, że kiedy czuję się nieswojo i niepewnie, to zaczynam kasłać?
- Na pewno?
- Tak, na pewno. - mówiąc to, ruszyłam dalej przed siebie truchtem, a moje znaki ponownie się zaświeciły, jednak bardzo blado. 
Szliśmy spokojnie co chwila się rozglądając. Było tu pełno lodowych kryształów, usłyszałam też strumyczek, powinien być gdzieś niedaleko. W końcu moim oczom ukazała się wartko płynąca woda, w której zamoczyłam łapę. Była przyjemnie ciepła, czego się nie spodziewałam. Arcady podszedł do mnie i wepchnął mnie tam.
- Co? W ogóle nie jest zimna? - spytał zaskoczony widząc, że nie trzęsę się, ani nie próbuję uciekać, czy coś i nachylił się nad wodą.
- Nie. Wcale. - powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem i skorzystałam z okazji, łapiąc basiora obiema łapami i wpychając go do wody, sama odbijając się od niego i lądując na brzegu.
Otrzepałam się szybko i patrzyłam na pływającego w kółko Arc'a. Mimo, że strumyk był dosyć płytki, możliwe było w nim pływanie.
- Chodź, rybo, idziemy dalej. - powiedziałam pewniej, powoli stąpając i oddalając się od strumyka. 
Samiec po chwili mnie dogonił, aż znaleźliśmy się przed czymś w rodzaju szerokiego ołtarza. Dotknęłam wyrzeźbionych na nim run. Spojrzałam na środek, gdzie zostało coś wyryte pismem runicznym. Zaczęłam czytać, jednocześnie cicho szeptać, z każdą chwilą coraz bardziej marszcząc brwi.
- Cholera. - syknęłam cicho, kiedy po przejechaniu dalej, na mojej opuszcze łapy pojawiło się małe pęknięcie z którego poczęła lecieć bordowo-czerwona krew.
- Co się stało? - zapytał Arc podchodząc bliżej.
- Nic. - powiedziałam oglądając swoją łapę. - A było tego nie dotykać... - dodałam cicho i spojrzałam w kierunku ołtarza.
- Co ci jest i co to w ogóle jest? - spytał podchodząc do stołu i wyciągając łapę przed siebie.
- Nie dotykaj! - powiedziałam, odpychając go lekko. - Z starą magią runiczną nie ma żartów. - westchnęłam, po czym spojrzałam mu w oczy. - Natychmiast musimy znaleźć wyjście.
- Ale dlaczego? Sier, co jest? - zaczął znów zadawać pytania.
- Arca- - w tym momencie coś mi przerwało, a mianowicie głośny wstrząs.

< Arcady? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!