Poprzednie opowiadanie
Nie mam pojęcia dlaczego w taki a nie inny sposób postanowiłam poruszyć kwestię przyszłego "zawodu" obejmowanego przez Sama. To pytanie, które niezręcznie mógł odebrać... były to słowa dwuznaczne, a tak jak ustaliłam z samą sobą. nie miałam zamiaru dawać mu sprzecznych sygnałów. Widząc jego zaintrygowaną pozę, i domyślając się emocji panujących w jego głowie szybko sprostowałam swoją wypowiedź.
Nie mam pojęcia dlaczego w taki a nie inny sposób postanowiłam poruszyć kwestię przyszłego "zawodu" obejmowanego przez Sama. To pytanie, które niezręcznie mógł odebrać... były to słowa dwuznaczne, a tak jak ustaliłam z samą sobą. nie miałam zamiaru dawać mu sprzecznych sygnałów. Widząc jego zaintrygowaną pozę, i domyślając się emocji panujących w jego głowie szybko sprostowałam swoją wypowiedź.
- Wiesz, chodzi mi głównie o to stanowisko. - Zaczęłam powoli a za razem dokładnie dobierając słowa tak, aby nie zrazić młodego samca do decyzji, dość trafnej i o dziwo takiej, którą sam podjął. - Będąc Strategiem bierzesz na swoje barki ogromną odpowiedzialność. Jeśli źle wytyczysz pozycję może to pogrzebać wiele istnień... A najgorsze jest to, że praktyki nie nauczysz się z opowieści starych weteranów. Oczywiście, możesz wyrobić sobie pewne odruchy, nauczyć się szybciej myśleć, ale...
- Zdaję sobie z tego sprawę Ivy, mimo to uważam, że jestem w stanie podjąć się zarówno tego zadania, jak i odpowiedzialności za ewentualne porażki. - Mówił dość głośno i spokojnie, cóż, jak na szczenię brzmiał całkiem dorośle.
- To dobrze, przepraszam, że wprowadzam tak... smętny nastrój. Nie powinnam podcinać ci skrzydeł. - Mówiąc to wstałam, i zaczęłam powoli zbliżać się w stronę jeziora. Piękne, wysokie drzewa uginały się w oddali, wiatr szumiał poruszając każdą z igieł na sosnach... pisał ich historie... niczym los piszący historie dla każdego z nas. Niektóre igły urwały się z gałęzi i poszybowały ku lekko zmrożonym, mchom. Przypominały wilcze, zabłąkane dusze opuszczające zwyczajny świat śmiertelników. Przemyłam pysk zimną wodą, mój oddech natomiast delikatnie zadrżał.
Czułam jak młodzik siada obok mnie, jednak dystans między nami był znacznie mniejszy niż ten, który zachowywaliśmy w jaskini. Moje schłodzone łapy spowijało delikatne ciepło wydzielane przez organizm basiora. Zamyśliłam się na chwilę, mimo to dość szybko otrząsnęłam się z transu.
- Często tak odpływasz Ivy? - Zapytał Sam z radością w oczach spoglądając w moją stronę.
- Ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej, kiedyś potrafiłam "znikać" o wiele częściej i na dłużej...Swoją drogą, czasem mi tego brakuje. - Wyznałam po raz pierwszy uciekając od kontaktu wzrokowego.
-Mhm, a nad czym tak intensywnie się zastanawiasz? - Zapytał, ponownie przysuwając się bliżej. Nieznacznie, choć w tym momencie mogłam spokojnie przyciągnąć go do siebie.
- Serio chce ci się tego słuchać? - Pytanie było raczej stwierdzeniem retorycznym. Wiedziałam, ba, byłam pewna jaką odpowiedź uzyskam..
- Puki mówisz, to mogę słuchać. Gorzej będzie jak zamilkniesz. - Krótkie, ale jakże zabawne stwierdzenie wypłynęło z ust basiora, wywołało u nas delikatny śmiech tylko po to, aby po chwili zniknąć gdzieś w odmętach pamięci.
Uniosłam łeb spoglądając na szare kontury chmur pełznących leniwie po niebie. Choć wiatr był dość srogi te kolosy wlekły się wręcz niewyobrażalnie. Zaciągnęłam duży wdech powietrza, czułam jak przez mój nos przebijają się tysiące zapachów... Po prostu rozkoszowałam się tym jakże pięknym, jesiennym dniem.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak wiele rzeczy teoretycznie dla nas dobrych potrafi sprowadzić na nas zgubę? - Zapytałam, przy okazji zaczynając mój monolog przemyśleń. Oczywiście nie dałam Samowi czasu na odpowiedź. - Dla przykładu weźmy ogień. Twór, który jest w stanie oświetlić najciemniejsze czeluści, dawniej bywały plemienia, w których wierzono, że jeśli spali się odpowiednie kombinacje ziół to "święty płomień" odpędzi złe duchy... coś, co jest dla większości gatunków swego rodzaju ostoją... wystarczy, że popełnisz jeden błąd.
- A coś co znasz wymknie się spod kontroli... - Dokończył Sam.
- Dokładnie, życiodajne ciepło stanie się zbyt natarczywe, twoja sierść stanie w płomieniach... widzę, że rozumiesz o co mi chodzi.
- Tak... a jak to ma się do nas? - Zapytał wyraźnie zaintrygowany.
- Zapewne ufasz kilku waderom lub basiorom, powiedziałeś im wiele rzeczy... jeśli jednak nagniesz tą znajomość może czekać cię przykra niespodzianka...
- Staną się zdrajcami, jeśli nasza wspólna znajomość wymknie się spod kontroli i pójdzie w złym kierunku... - Młodzik wypowiedział te słowa ledwie słyszalnym szeptem.
- Dokładnie Sam. Jest tak jak z ogniem. Wciąż musisz trzymać łapę na pulsie aby reagować w odpowiednim momencie. Prawie tak jak strateg na polu walki.- Mówiąc to uśmiechnęłam się spoglądając w jego stronę.
W międzyczasie wiatr lekko ucichł, co z pewnością ułatwi wiele treningów. Ćwiczenia w tak przeszywającym wietrze nigdy nie były, nie są i nie będą przyjemne... ponownie wzięłam głęboki wdech.
- Mam do ciebie kolejne pytanie Sam. - Zaczęłam, a basior ponownie lekko przekrzywił łeb. Uwielbiałam kiedy to robi, wyglądał wtedy co najmniej uroczo. - Co byś zrobił, gdybym przeszła na stronę Cecidisti Stellae?
<Sam?>