UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Tak minął rok. Spędzałem go w wielkim jakby zamczysku... Oczywiście tylko wrzucano mi pożywienie przez otwór do małej izby. Nagle drzwi izby otworzyły się. Dwa wilki w zbroi założyli mi metalową obrożę i podpięli do niej dwa łańcuchy. Jeden wilk trzymał jeden łańcuch, drugi trzymał ten drugi. Zawsze szarpali mnie, by mieć ubaw. Kiedy psiknąłem jeden pociągnął mnie za mocno, a ja wyłożyłem głowę z obroży. Zacząłem uciekać, wyskoczyłem przez okno i tyle mnie widzieli. Spadałem. Czułem swój koniec. Wiedziałem, że kiedy spadnę, roztrzaskam się na ziemi i ślad po mnie zaginie, ponieważ kiedy będzie padał śnieg, zakryje moje zwłoki. Zacząłem się modlić. Akurat skończyłem i z głuchym uderzeniem spadłem na ziemię.
***Po paru godzinach***
Obudziłem się. Było mi zimno. Ale zaraz... Nie widziałem nic, oprócz białego tła. Zacząłem się szamotać i wstałem. Leżałem pod śniegiem. Otrzepałem się, spojrzałem za siebie i biegiem kierowałem się w stronę Watahy Górskiego Potoku. Wyłem radośnie i głośno, by wszyscy wiedzieli, że wracam w swoje rodzinne strony. Kiedy wreszcie dotarłem do terenu, na którym znajdowała się jaskinia moich rodziców, ujrzałem przed nią ślady krwi. Słyszałem także, różne odgłosy. Tak, jakby ktoś był katowany i wydawał właśnie takie dźwięki. Zaraz... to był głos mojej mamy?
- Mama? - zapytałem sam siebie szepcząc. Wbiegłem do jaskini jak orbita i rzuciłem się na ojca. - Wiesz, co ty robisz?! Wiesz?! Już wiesz co?! Wolałbym nawet zginąć niż mieć takiego ojca jak ty! Co za wilk bije swoją żonę?! Już kompletnie Ci odjebało?! Wynoś się, nie chcę Cię więcej widzieć! - krzyknąłem robiąc mu rany po pazurach i kłach. Ojciec rzucił się na mnie i odgryzł mi w kawałku uszy. Później już dobiłem go, ale nie tak, bym go zabił. On podniósł się z trudem i wyszedł z jaskini. Podbiegłem do mamy.
- Mamo... nic oprócz tego ci nie zrobił? - spytałem patrząc na rany po katowaniu.
- Nie, nic... Dzięki, Decron... Podobało mi się to imię od zawsze... Nigdy nie miałam czasu Ci go nadać... - szepnęła uśmiechając się i roniąc łzy szczęścia.
- Więc... do tego czasu byłem bezimienny? - spytałem. Wilczyca pokiwała głową wolno.
- Synu, mam coś dla ciebie. - powiedziała. - Spójrz. To kaptur, ja go kiedyś nosiłam... A to podczepiane sztylety. Zapinasz je o tak... - dodała i pomogła mi zapiąć sztylety na łapach.
- Dziękuję, mamo... Zawsze będę o tobie pamiętać. - powiedziałem. - Kiedy już cię opuszczę, w poszukiwaniu przygód... Wiedz, że zawsze będę Cię kochać. - mówiąc to przytuliłem ją. Kiedy wypuściłem matkę z uścisku wyszedłem z jaskini. Trzeba było teraz znaleźć nową Watahę. Więc zrobiłem tak. Szybko skoczyłem po torbę na różne rzeczy, wróciłem do matki i poprosiłem ją o duży kawał mięsa.
- Tylko uważaj na siebie. - powiedziała mama troskliwie.
- Nie martw się. Będę szczęśliwy, a ty, szczęśliwsza, ale już tam... - mówiąc to, pocałowałem mamę w czoło i odszedłem. Biegłem przez lasy, łąki, pola... Nigdzie żywej duszy. No, może oprócz owadów przechodzących pod moimi łapami. Czułem, że ta wędrówka będzie bardzo długa. Ale kiedy znajdę wreszcie Watahę, udowodnię wszystkim niedowiarkom, że ja, Decron, przetrwałem rozstanie z kochającą mnie matką, burze i burze śnieżne... Że zacząłem nowe życie. Teraz, opowiadam to, ponieważ... Myślę, że będzie miło, powiedzieć jak to kiedyś było... Nagle przede mną wylądowały lodowe strzały. Popatrzyłem na ośnieżony klif i ujrzałem tam Klan Wiecznego Lodu. Patrzyli na mnie lodowatym wzrokiem, a ja, niewiele mogłem zrobić. Wbiegłem w gołe krzaki i stałem się niewidzialny. Przemknąłem szybciej niż wiatr obok nich, oczywiście nie poczuli tego charakterystycznego powietrza, kiedy przebiegałem obok. Ruszyłem dalej. Spojrzałem na mapę, którą również miałem w torbie.
- Gdzieś też tak na Północy leży najbliższa Wataha... Wataha Krwawego Wzgórza... -mruknąłem do siebie. - Wataha Elektryczności. Czyli miałbym, podobnie jak inne wilki, żywioł elektryczności, jako dodatkowy. - dodałem i ruszyłem przed siebie. Była jeszcze długa droga przede mną, lecz musiałem wytrzymać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!