UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Otworzyłam zaspane ślepia w chwili, kiedy z błogiego letargu wyrwał mnie głośny wrzask znajomego mi, damskiego głosu, a następnie niesamowity ból w okolicach karku, coś jakby tysiące igieł wbijanych głęboko w mięso. Czułam, że jestem podnoszona, a następnie z dużą siłą rzucana o ścianę. Oczywiście, kolejna zwykła pobudka przy mojej mamie. Przeżyłam ich już osiem i wciąż zastanawiałam się, ile jeszcze będę musiała się męczyć z tą psychopatką, którą została moja matka po tym, jak ojciec nas zostawił.
Otworzyłam zaspane ślepia w chwili, kiedy z błogiego letargu wyrwał mnie głośny wrzask znajomego mi, damskiego głosu, a następnie niesamowity ból w okolicach karku, coś jakby tysiące igieł wbijanych głęboko w mięso. Czułam, że jestem podnoszona, a następnie z dużą siłą rzucana o ścianę. Oczywiście, kolejna zwykła pobudka przy mojej mamie. Przeżyłam ich już osiem i wciąż zastanawiałam się, ile jeszcze będę musiała się męczyć z tą psychopatką, którą została moja matka po tym, jak ojciec nas zostawił.
- Wstawaj gówniaro! - Wrzasnęła, na co ja otarłam łzy, które zawsze towarzyszyły mi przy porannym wstawaniu, podniosłam swoje poobijane ciało i spojrzałam na nią wzrokiem zimnym jak lód, nie wyrażającym żadnych szczególnych emocji, a przynajmniej starałam się, aby taki był.
- Nie boję się ciebie. - Odpowiedziałam, nie wiedząc, jakie słowa powinny uwolnić się z mojego pyska. Nie byłam rozsądna i mówiłam co mi ślina na język przyniosła, co miało zawsze takie same konsekwencje, których potem żałowałam. Nie wiedziałam, dlaczego wciąż więc postępowałam w taki sposób. Jakaś niewidzialna siła kazała mi się nie poddawać, nie ulegać i walczyć, choćbym miała przypłacić to życiem, które w moim przekonaniu było wówczas krótkie, bezsensowne i nic nie warte. Nie byłam nikomu potrzebna, a jedynie stanowiłam problemy.
- Jeszcze zaczniesz, nie martw się o to. - Odparła osoba, która niby była mi tak bliska, a jednocześnie tak daleka. Z jednej strony była to moja matka, z drugiej mój największy wróg, siła, która zatrzymuje mnie w jednym miejscu, nie pozwala mknąć do przodu, a nawet sprawiam że się cofam. Rzuciła mi kawałek wysuszonego mięsa, które należało prawdopodobnie do zająca, upolowanego przez ojca jeszcze zanim odszedł. Nie opuszczając wzroku z czujnych ślepiów rodzicielki, podniosłam moje śniadanie i poszłam z nim w kąt, gdzie byłam pewna, że mi go nie zabierze. Wiedziałam, że mimo iż zjadała o wiele więcej niż ja, wciąż była głodna niczym przysłowiowy wilk. Matka patrzyła, jak powoli i ostrożnie odgryzam każdy kolejny kęs, przeżuwając mięso spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wciąż nie urywając kontaktu wzrokowego. Wpatrywała się we mnie i uśmiechała pod nosem, jednak nie był to radosny uśmiech opiekuńczej matki, która z dumą patrzy, jak jej mała pociecha rozwija się. Był to psychologiczny, perfidny, kpiący uśmieszek, który fatalnie wpływał na moją psychikę i tępił mi nerwy powoli zabijając nadzieję. Czułam, że moja mama ma rację, że rzeczywiście jestem tylko nędznym darmozjadem, gówniarą, ale z drugiej strony: co miałam zrobić? Przecież kilkudniowe szczenięta nie mogą w żaden sposób służyć rodzinie...
- Wątpię. - Rzuciłam, przełykając ostatni kęs i minęłam matkę bez słowa, po czym skierowałam się w stronę wyjścia z tego piekła lub jak ktoś woli, jaskini. Wiedziałam, że mnie nie puści, ale mimo to postanowiłam to zrobić. Znów nie wiedziałam, co mną kierowało. Na pewno nie okres młodzieńczego buntu.
- A ty dokąd się wybierasz, koleżanko? - Spytała przesłodzonym tonem, na co ja głośno przełknęłam ślinę. Wiedziałam, co za chwilę się wydarzy, co jest nieuniknione, wciąż mnie goni. Na pysku malował się strach, zmieszany z jednoczesnym żalem oraz zaciętością.
- Na spacer. Skoro mam być samodzielnym i dorosłym wilkiem, z którego rodzina ma jakiś pożytek, pozwól mi na to. - Odpowiedziałam, czując, że ze strachu zbierają mi się łzy.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Rzekła, a jedyne co widziałam po tym, to dwa rzędy ostrych i białych kłów, kłapiących tuż przed moim pyskiem. Znane mi uczucie bólu ponownie przeszyło całe moje ciało, a potem ciemność opanowała wszystkie zmysły i umysł. Obudziłam się i od razu przeszłam do pozycji siedzącej, dławiąc się krwią i lustrując wzrokiem otoczenie. Byłam w swojej części jaskini, leżałam na posłaniu, a całe moje ciało było dotkliwie poranione. W zasadzie, były to już stare rany, które zdążyły się zamknąć, a matka wciąż otwierała je na nowo, przy każdym ataku z jej strony.
- Zawsze będziemy cię chronić. - Usłyszałam w głowie i natychmiast złapałam się za nią, zakrywając łapami uszy. I tak nic to nie dawało, musiałam jedynie wyglądać jak idiotka.
- To boli! - Wrzasnęłam, kiedy ogłuszające dźwięki płynące z mojej głowy zaczęły mi ją dosłownie rozsadzać. - Przestań! - Krzyknęłam już ciszej, czując, że znów tracę siły i lada chwila mogę utracić również przytomność. Wówczas wszystko ucichło, a ja odetchnęłam, odchylając głowę do tyłu. Poczułam dziwne łaskotanie na całym ciele, a kiedy chciałam obejrzeć, co było przyczyną tego odczucia, zauważyłam, że rany, które zadała mi moja matka zniknęły w tajemniczy sposób, równie szybko jak się pojawiły. Nie zagoiły się, a po prostu zniknęły, podobnie jak ból i strach. Nie chciałam sprawdzać, co mnie uleczyło, bo pomimo, że miało wobec mnie dobre zamiary, bałam się. Postanowiłam poszukać matki, więc wstałam i niepewnie przekroczyłam ''próg'' swojej części jaskini, przechodząc do dwa razy większej części mamy, której nie zastałam. Stwierdziłam, że zapewne wyszła na polowanie, bądź musiała odetchnąć po tym, co zrobiła. - *Nie będę jej szukać.* - Pomyślałam i usiadłam na ziemi, zastanawiając się, czy nie wykorzystać w jakiś sposób jej nieobecności. Miałam do wyboru jedynie jedną opcję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!