niedziela, 26 lutego 2017

Od Andromedy - Teatr egzystencji

Lodowaty wiatr bez najmniejszych problemów przeszywał moje ciało, jednak nie odczuwałam tego tak dokładnie, jak wilki wywodzące się z ciepłych krajów. W miejscu, z którego pochodziłam, taką pogodę można by określić mianem lekkiej wichury, tak czy inaczej... powoli zmierzałam w dół zbocza. Kierowana nie tylko chęcią parcia przed siebie, ale nieustannym ciężarem spoczywającym na moim grzbiecie. Będąc u stóp góry przyspieszyłam kroku, nie tylko chciałam znaleźć się na terenach jakiejkolwiek watahy, ale dosłownie marzyłam o czymś więcej niż małym ognisku i nocy spędzonej pod ośnieżonym jałowcem. Co chwilę zaciągałam się powietrzem na tyle głęboko, aby wyczuć ewentualnych towarzyszy, bądź też wrogów. I istotnie, po blisko godzinie dość energicznego marszu natknęłam się na pierwszą dokładniejszą woń. Nie potrafiłam określić płci, ale gatunek owego osobnika był mi doskonale znany. Wraz z czasem coraz bardziej zagłębiałam się w tereny obecnie panującego tu stada, jednak było jakoś inaczej. Pomijając czarne, majestatyczne i pełne wdzięku ptaki, których było tu naprawdę dużo, tak pomimo śladów życia nie spotkałam żadnego osobnika. Kierując się największym stężeniem zapachów dotarłam do jaskini zamieszkiwanej przez rodzinę alfa. Wzięłam głęboki oddech po czym wsunęłam łeb do środka. 
- Przepraszam, jest tu kto? - Zapytałam wyraźnie drżącym głosem. Wzdrygnęłam się w chwili, gdy upiorny mrok przeszyły wyraźne słowa basiora. 
- Nie jesteś z tej watahy, co cię do mnie sprowadza? - Wypowiadając tą frazę wyłonił się z wnętrza jaskini, siadając naprzeciwko mnie, a gestem zapraszając do wejścia. 
- Witaj, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym... jestem Andromeda. Samica od dłuższego czasu żyjąca w ciągłym biegu i poszukująca miejsca do wytchnienia. Innymi słowy, chciałabym dołączyć do twojego stada. 
- Rozumiem, nie muszę chyba mówić, że nie przyjmę cię bez żadnych informacji o tobie. 
- Oczywiście - Powiedziałam delikatnie poprawiając mocowanie kukły. Byłam pewna, że samiec to zauważył, jednak o dziwo nie zaczął rozmowy od tego tematu. 
- Twoje pochodzenie? 
- Rosja - Odpowiedziałam krótko, zwięźle... nie chciałam przedłużać tego wywodu. 
- Ile wynosi twój wiek? 
- Noszę na karku całe trzy lata życiowych doświadczeń, nie jest to dużo, ale zapewniam, ze potrafię być przydatna... 
- Do twojej przydatności przejdziemy później - Samiec alfa szybko ukrócił temat. - Jaka jest twoja historia? 
W tym momencie moje ciało odruchowo przeszedł dreszcz. Łapy zadrżały, a wzrok powędrował w podłogę. 
- Cóż, żyłam w stadzie zwanym Watahą Upadłych. Opuściłam to stado bo... bo zostałam wygnana -Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ta rozmowa nie będzie łatwa... - Posądzono mnie o próbę zniszczenia autorytetów, oraz przyczynienia się do śmierci szczeniąt. - Twarz samca stała się o wiele mniej przyjazna, jedyne, o co się modliłam, to o możliwość wyjaśnienia całej sprawy. 
- Proszę, mów dalej - Zachęcił mnie basior, jednak jego wzrok nie wyrażał nic więcej poza obrzydzeniem na punkcie mojej osoby. 
- Wiem co masz przed oczami słysząc moje zarzuty... ale pozwól, że naświetlę ci całą sprawę. Moja wataha składała się z basiorów, tylko z basiorów. Jestem jedną z nielicznych samic, które nie zostały zabite zaraz po urodzeniu. Każdego potomka na świat wydaje pojmana i podwładna samcowi niewolnica, zazwyczaj wzięta jako okup bądź porwana podczas wypraw na inną watahę... Tak czy inaczej, przewyższając wiekowo najmłodszą grupę szczeniąt, postanowiłam zmienić ich tok myślenia z podłego i pozbawionego wyczucia na... na coś, co występuje w normalnych społeczeństwach. Niestety, nakrył mnie syn obecnie panującego alfy, i to on zamordował szczeniaki... - Przerwałam, czując jak gula w gardle powoli odcina mi dopływ powietrza. - Każde z nich stanęło w mojej obronie, każde z nich oddało za mnie życie... Ja na prawdę tego nie chciałam - Ostatnie słowa wydobyłam z siebie szeptem... Nie miałam zamiaru robić scen, nie chciałam płakać, szlochać, czy nawet okazywać smutku z tego powodu. Jednak to wspomnienie było silniejsze ode mnie. 
Siedzieliśmy w bezruchu i totalnej ciszy przez kilka minut. Bardzo zależało mi na dostaniu się w szeregi watahy, dlatego postanowiłam dalej opowiadać. 
- Moimi żywiołami są Mrok i Magia. Główną mocą mogę śmiało określić telepatię... Potrafię połączyć się z dowolną rzeczą na świecie, i dosłownie wprawić ją w ruch. Potrzebuję jednak do tego odpowiedniej ilości energii, potrafię zmieniać rozmiary rzeczy, z którą jestem połączona. Umiem również klonować rzeczy, jednak moje kopie nie są idealne, posiadam zdolność zmiany w czarny dym. Dzięki temu mogę się regenerować, oraz nie otrzymuję obrażeń. Ostatnią rzeczą, jaką zostałam obdarzona są łapy, na których może pojawić się kwas zdolny przepalić zbroję oraz skórę. - Podniosłam łeb, jednak dość szybko go opuściłam. Samiec wyglądał na zamyślonego, nie szukał kontaktu wzrokowego... 
- Co masz na grzbiecie? - Zapytał nie odrywając spojrzenia od własnych łap. 
- Jest to kukła treningowa. Mogę dzięki niej zademonstrować moją umiejętność. 
- Nie ma takiej potrzeby... Powiedz, co chciałabyś robić?
- Jeśli jest to możliwe... chciałabym móc pracować jako nauczycielka... 
- Nauczycielka walki ci odpowiada? - Zapytał basior, tym razem wyraźnie patrząc prosto w moje uradowane ślepia. 
- Tak, oczywiście, że tak!
- To dobrze, zamieszkasz w jaskini numer 17. Znajduje się ona na Łysych Stokach. Wybacz, że nie wyślę nikogo, aby cię oprowadził, jednak mam nadzieję, że trafisz. 
- Również mam taką nadzieję. Dziękuję... em... yyy...
- Crow's Cry. Mam na imię Crow's Cry. Witaj w Watasze Krwawego Wzgórza, Andromedo.
Nic więcej nie mówiłam... jedyne, co byłam w stanie wydusić to szczery uśmiech. Zniknęłam najszybciej, jak tylko mogłam i na drżących łapach dotarłam do jaskini numer 17.

Andromeda - profil wilczycy

Imię: Andromeda
Płeć: Samica
Wiek: 3 lat
Hierarchia: Omega
Kierunek: Koliber
Stanowisko: Nauczycielka Walki
Typ: Zwykły
Rasa: Wilk Galaktyczny
GłosAgnieszka "Dziewanna" Suchy
***
Cechy charakteru: Wadera ta od zawsze była owiana nutką tajemnicy. Otaczana głównie przez bezwzględne, mściwe, podłe basiory, których serca z pewnością dawno skamieniały, potrafiła odnaleźć coś, co dawało jej radość. Przez prawie rok oddawała się swojej pasji. Żyjąc w ciągłym ukryciu próbowała stworzyć pokolenie samców i samic bardziej czułych na krzywdę innych stworzeń. Powszechnie uważana była za zdrajczynię, jednak pomimo wielu skarg, zgłoszeń i gróźb wymierzanych w jej kierunku, uparcie tworzyła społeczeństwo młodych wilków, które miało być jej dosłownym odbiciem. Za każdym razem, gdy była poza terenami swojej ojczystej watahy doszukiwała się czegoś, co dawałoby jej sens do dalszej egzystencji. Zazwyczaj jednak wystarczała jedna myśl. Marzenia o partnerze, grupce szczeniąt, rodzinie... stadzie i jej własnym raju, osadzonym w mętnych wodach życia za każdym razem dodawały jej otuchy. W kontaktach z basiorami nie ma zbyt wiele doświadczenia, ponieważ w poważnym związku nie była ani razu, jednak jest przekonana, że będzie potrafiła w pełni oddać się budowaniu relacji, jeśli tylko ta nie będzie toksyczna. Powoli zaczyna zatracać się w swoim świecie, szukając ciepłego domu, szczęścia i towarzystwa normalnych jednostek. Mimo to dawne współistnienie wraz ze Stadem Upadłych pozostawiło głębokie rany. Porwane w strzępki kawałki duszy i woli walki, których nawet wiek stu lat nie za rady zaleczyć. Każda rozmowa na temat przeszłości jest dla niej bolesna, a przeżywa to jeszcze gorzej, ponieważ w swoich relacjach nie lubi pozostawiać niedomówień, bądź oszczędzać szczegółów. Samą siebie uważa za optymistkę, nawet w najgorszym koszmarze potrafi znaleźć ziarno szczęścia i dobroci. Jeśli chcesz ją poznać, poszukaj w okolicach zajmowanej przez nią jaskini, nie naciskaj na temat przeszłości (jeśli zdecyduje, że może obdarzyć cię zaufaniem sama przyjdzie zrzucić balast z serca), postaraj się być wyrozumiały... a możesz być pewien, że z nieśmiałej wilczycy przemieni się w gadatliwą optymistkę.
Cechy fizyczne: Śmiało można powiedzieć, że jej największą siłą jest umysł. Pomimo, iż trenowała walkę za pomocą "tarcz", nadal nie jest przekonana do siłowego rozwiązywania problemów. Mimo wszystko, zarówno wytrzymałość fizyczna, jak i odporność na ciosy jest dość spora. Jej ciosy jednak nigdy nie opierały się na sile. Jeśli w ogóle zdecyduje się opuścić gardę i rzucić swoją marionetkę do ataku, zasypie przeciwnika gadem szybkich, skoordynowanych i precyzyjnie wymierzonych ataków. Co za tym idzie, zarówno szybkość, jak i refleks ma dość dobrze rozwinięte. Jej piętą achillesową są zdecydowanie skoczność oraz powonienie. Na zmysł wzroku nie może narzekać. 
Znak szczególny: Fioletowe oczy (Powstałe podczas wymiany żywiołów)
Słaby punkt: Grzbiet
Boi się: O ironio... boi się niewielu rzeczy, jednak jest coś, co napawa ją ogromnym przerażeniem. Nigdy nie chce stanąć w walce przeciw swojej dawnej watasze. Nieistotne czy byłaby to wyprawa zbrojna, czy łupieżcza... po prostu wie, co niesie za sobą taka bitwa. 
Waga: 32 kilogramy
Wzrost: 68 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Brak, ale chętnie kogoś zapozna
Pochodzenie: Ziemia, Eurazja, Rosja
Lubi: Jej pasją była nauka, więc jest to główna rzecz, która daje jej radość. Wywołanie uśmiechu na pysku innego wilka bądź wilczycy też zawsze napawa ją radością. Do tego warto wspomnieć, że kocha śpiewać oraz tańczyć. 
Nie lubi: Momentem, w którym odczuwa wyraźny dyskomfort można spokojnie nazwać jakąkolwiek rozmowę o przeszłości. Do tego nie przepada za uczestnictwem w pogrzebach, oraz bójkami pomiędzy osobnikami z tego samego stada. 
***
Żywioł: [2/4] Mrok, Magia
Moce: [6/20] Telepatia. Moce z żywiołu Magii: przejęcie kontroli nad dowolną rzeczą na ziemi (potrzebuje jednak do tego odpowiedniego połączenia oraz uwzględnienia prostego stwierdzenia: zużycie mocy/zmęczenie rośnie wprost proporcjonalnie do wielkości rzeczy, nad którą przejmuje kontrolę), zmiana rozmiarów (długości, grubości, wielkości) rzeczy, z którą się połączy. Moce z żywiołu Mroku: wyprowadzenie "Zatrutego uderzenia" (zarówno jej łapy, jak i wybrane miejsca przedmiotu, z którym jest połączona, pokrywane są silnym kwasem [bardzo szybko reagującym z metalem oraz tkanką normalnego stworzenia - wyżera obie te substancje]); klonowanie przedmiotów, z którymi jest połączona; zamiana w czarny dym (w takiej formie nie można jej zabić/zranić, natomiast sama Andromeda regeneruje swoje siły, trwa to jednak przez maksymalnie minutę).
Partner/ka: Może tym razem jej marzenia się spełnią... Inaczej mówiąc, poszukuje. 
Rodzice: Milijon (nie żyje, nie należał do watahy), Matki nigdy nie poznała, prawdopodobnie nie żyje (nie należała do watahy)
Potomstwo: Aktualnie brak, jednak jeśli partner również będzie chciał...
Inna rodzina: Brak
***
Data dołączenia: 25 luty 2017
Data urodzenia: 1 styczeń
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 100.000
★★★★★★★★★★
Poziom: 8
PD: | Ogólnie: 800 | Wykorzystano: 800 | Zostało: 0 |
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 250 | Umysł: 250 | Polowanie: 300 |
Jaskinia: numer 17
Ekwipunek: Brak
Bronie: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaJej historię można opisać na dwa sposoby. Pierwszy będzie bardzo ogólny: na terenach Watahy Krwawego Wzgórza znalazła się rok po banicji z jej rodzinnego stada zwanego Watahą Upadłych. Powodami wygnania były: próba zachwiania poglądami młodych osobników; [rzyczynienie się do śmierci szczeniąt.
Jeśli jednak chcesz dowiedzieć się więcej... zachęcam do dalszej lektury. 
(Opisałem tam dość drastyczne sceny, czytasz na własną odpowiedzialność.)
Urodzona (co już było swego rodzaju odstępstwem od normy) w wyżej wspomnianej Watasze Upadłych była córką Kronikarza oraz tak jak każdy inny szczeniak, jednej z samic porwanych podczas wypraw rabunkowych. Warto wspomnieć, że swoje życie zawdzięcza tylko i wyłącznie staremu samcowi alfa, który miał dług u jej ojca. Gdyby nie to, skończyłaby tak jak inne szczeniaki płci pięknej... mianowicie zostałaby utopiona przez starszyznę stada. Po tym, jak pojawiły się u niej pierwsze oznaki żywiołów, została zabrana do miejscowego szamana, który dzięki swoim umiejętnościom zamienił wtedy obecne żywioły (Muzykę i Naturę) na dwa pożądane w watasze (Mrok i Magia). Sam etap szkolnictwa nie był zbyt ekscytujący. Przez większość czasu poznawała tylko teorię, układy wojsk podczas ataku, obrony, flankowania... Polowaniami zajmowały się samce poszkodowane w walkach. W ostatnim miesiącu nauki poznała technikę zwaną "Mur marionetek". Za pomocą czterech sznurków przymocowanych do dwóch kawałków drewna sterowała drewnianą kukłą. Oczywiście używała do tego mocy, przez co kukła stawała się przedłużeniem jej własnego ciała. Chcąc wybić się nad szereg pogardy i obelg opanowała tą sztukę prawie do perfekcji. Była zdecydowanie najlepsza w grupie, jednak została usunięta ze szkoły po tym, jak dowiedziała się czym są "Tarcze" używane w każdym szyku bojowym. Najdelikatniej mówiąc były to zwłoki poległych ze starości bądź w inny sposób wilków. Za pomocą wspomnianych już sznurków i drewienek przejmowało się kontrolę nad często już będącym we wczesnym stadium rozkładu układem nerwowym. Taką właśnie gnijącą tarczą zasłaniano się na polu walki. Podczas gdy każdy z jej rówieśników z ekscytacją ruszał aby spróbować swoich sił w okiełznaniu czegoś cięższego niż kawałek drewna, ona odmówiła (była wtedy w wieku półtora roku). To właśnie od tego dnia rozpoczęła tak zwane teatrzyki. Zbierała młode wilczki, strugała małe figurki, robiła małe uchwyty, sznureczki i mocowała je do drewienek tylko po to, by za ich pomocą wkładać do głów młodzieńców normalne zachowania lub inne podejście do życia, będące normą w pozostałych watahach... usilnie próbując wypchnąć przykre wspomnienia. Działała w ukryciu przez prawie pół roku, jednak prędzej czy później musiało to wyjść na jaw. Pewnego zimowego wieczoru została nakryta przez syna alfy, który wydał na nią najgorszy wyrok. Tym wyrokiem nie było wygnanie... mówiło się, że po odbyciu tej kary zdrajcy stają się posłuszni. Istotnie, jej łapy miały zostać przebite, sznurki miały wypełnić dziury, a sama wadera miała stać się żywą kukłą... żywą tarczą do blokowania uderzeń. Koszmar jednak trwał dalej, każde szczenię, które uczyła, każde które pokochała jak własne, stanęło w jej obronie... tylko po to, aby otrzymać po jednym ciosie od samca alfa. Każde, które upadło, już się nie podniosło. Jednak i tu skórę uratował jej ojciec. Od dłuższego czasu chorował on na nieznaną i prawdopodobnie nieuleczalną chorobę. Między innymi dlatego zgodził się przyjąć na siebie karę swojej córki. W noc po wykonaniu wyroku Andromeda opuściła tereny watahy, zabierając ze sobą jedynie kukłę treningową, aktualną kronikę watahy oraz prowiant na drogę. Po roku tułaczki ujrzała nowe tereny. Pola pokryte śniegiem, rzeki, morze... istotnie, były to obszary Watahy Krwawego Wzgórza.
Inne zdjęcia: | Z kukłą treningową |
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: IHaveOnlyHope |

Ostatnia aktualizacja: 11.02.2016

sobota, 18 lutego 2017

K r i s t i n

''Nie narzekaj, że masz pod górę, skoro idziesz na szczyt''
alexawolf40@gmail.com
podstawowe informacje
Imię: Kristin
Pseudonim: Kirstie lub Kir
Klan: Viridi Agmen
Przydomek: ColorfulPaw
Płeć: Samica
Wiek: 60 księżyców
Ranga: ★
Stanowisko: Zielarz
Typ: Wilk Słoneczny
Rasa: Wilk Marzeń
GłosX [Blixemi z Warriors Cats]

***

opis wilka
Charakter: Trudno jest się z nią zaprzyjaźnić, ponieważ mało komu ufa. "A jak czemuś nie ufam, to tego nie lubię". Trudno zdobyć jej zaufanie, ale nie jest to niemożliwe. Nieśmiała, inteligentna.
Sprawność: Kirstie jest szczupłą, dość nieśmiałą waderą, która nie została obdarzona siłą fizyczną, do czego sama się przyznaje, jednak posiada wysoki poziom inteligencji, co znacznie ułatwia jej wygraną w walce.
Aparycja:  Kirstie to mała wilczyca o brązowo-karmelowej sierści i czarnej grzywce opadającej na jej lewe oko. Na grzbiecie oraz ogonie ma kolorowe "plamy". Jej oczy są koloru zielonego i w ciemności świecą na kolor zielony.
Znaki szczególne: Nietypowy kolor sierści, w ciemności jej oczy świecą na kolor zielony
Lubi: Głównym zainteresowaniem Kirstie są trujące oraz lecznicze właściwości roślin. Uwielbia także planować, począwszy od dróg, jakie wybierze podczas leśnej przechadzki, po skomplikowane morderstwa.
Nie lubiByć okłamywana i lekceważona, wspominać o swojej rodzinie.
Inne: Brak
Pochodzenie: Ameryka Północna, USA, Ohio,  Park Narodowy Cuyahoga Valley
HistoriaKir urodziła się w górach położonych na północ od terenów Watahy. Jako że była jedyną córką alf – Eposa i Eury, gdyż reszta szczeniąt zginęła w wyniku chorób, miała na nią zstąpić odpowiedzialność dowództwa nad stadem. Opiekowano się więc nią i dbano, by nie stało jej się nic złego. Ponieważ w przyszłości miała dokonywać ważnych wyborów, jego rodzice zapewnili jej nauki u miejscowego szamana. Choć w głębi duszy była dobry i uczynny, to zawsze i we wszystkim przyznawano jej pierwszeństwo, toteż rozrosła się w niej pycha i duma.
Szybko się to niestety zmieniło, gdyż jej ojciec uznawał że nie jest Ona dobrym kandydatem na alfę. Wypominał jej wszystkie błędy na każdym kroku.
W końcu tak bardzo zaczęła nienawidzić ojca, że postanowiła go zabić. Podała mu mięso natarte omiegiem – silnie trującą rośliną, występującą w górach – a następnie pod osłoną nocy zepchnęła ciało z urwiska. Nie spodziewała się jednak, że jej zbrodnia nie będzie doskonałą, a ona sama, zamiast wznieść się na szczyt, pogrąży się w nicości. Otóż owy szaman, który nauczał Kirstie, nie zdążył przekazać jej wiedzy, na temat wykrywania trucizn w krwi, a że zamordowany był dowódcą stada, nie porzucono sprawy obojętnie. Pod rozkazem matki, Kristin została wygnana ze stada, ale wówczas nie była pokorna. Nie zamierzała odejść bez ,,pożegnania”. Stawiała się hardo i walczyła jak mało kto, choć była wątłej postury. W końcu opadła z sił i oddaliła się posłusznie. Jako że Eura całkowicie straciła zaufanie do córki i nie wiedziała, czego się po niej spodziewać nakazała zabezpieczyć stado. Nad bezpieczeństwem czuwali najlepsi wojownicy w watasze, zaś szpiedzy śledzili każdy, nawet najmniejszy ruch zwyrodniałej córki. Gdy powróciła, wszyscy byli gotowi na jej śmierć. Spodziewali się, że odbierze życie także własnej matce, ale ona okazał skruchę. Z podkulonym ogonem podeszła do Eury. Uwierzyli jej, a kiedy już byli gotowi na przebaczenie, Kir wbiła kły w jej pierś, po czym zaczęła uciekać. Na nic zdały się pościgi i wielomiesięczne poszukiwania. Zniknęła, ale pozostawiła po sobie niemały ślad. Od tamtej pory w jej watasze krążą o niej jedynie opowieści, a ona sama stara się o wszystkim zapomnieć...

***

zdolności magiczne
Żywioł: Woda, Natura
Żywioł dodatkowy: -
Moce główne: Wyczarowywanie wody; kontrolowanie wody; oddychanie pod wodą; porozumiewanie się ze zwierzętami mieszkającymi w lesie, przez co nieraz była uważana za wariatkę; potrafi się zmieniać w niektóre ze zwierząt leśnych (zaczynając od wiewiórek czy ptaków, po jelenie i sarny); potrafi uzdrawiać zwierzęta, jednak rzadko korzysta z tej mocy, bo nie ma takiej potrzeby
Moce specjalne:
  • Regulacja Ciepłoty Ciała - potrafi dostosować temperaturę swego ciała do temperatury otoczenia
  • Kamuflaż - potrafi upodabniać się do otoczenia, czyli zmieniać swą sierść na dowolny kolor
  • Noktowizja - możliwość widzenia w ciemności
Moc dodatkowa: -

***

relacje z innymi
Partner: Szuka
Rodzice: Eura x Epos (nie żyją, nie należeli do WKW)
Rodzina: Brak
Potomstwo: Brak
Najlepszy przyjaciel: Brak
Przyjaciele: Na razie brak.
Wrogowie: Brak
Mistrz: Nie pamięta swego mistrza
Uczeń: | Dawny: Brak | Obecny: Brak |
Podopieczny: Brak

***

statystyki
Miejsce zamieszkania: Wszechwiedzący Las - Duży, stary, powalony pień drzewa.
Data dołączenia: 18 luty 2017
Urodziny: 57 dzień wiosny
Kamienie Mocy: 230.000
LVL: 3 [do lvl up zostało: 50]
EXP: | Ogólnie: 350 | Wykorzystano: 150 | Zostało: 200 |
Umiejętności: | Walka: 5 | Polowanie: 20 | Magia: 110 | Umysł: 15 |
Ekwipunek: Brak
Osiągnięcia: Brak
Stan: Bardzo dobry [100 HP]
Choroby/uczulenia: Aktualnie brak.
Zbroja: Brak
Broń: Brak
Towarzysz: Brak
Kontakt: | email: alexawolf40@gmail.com |

Kristin - profil wilczycy


art by alexawolf40@gmail.com
Imię: Kristin, lecz woli jak się do niej mówi Kirstie lub Kir
Płeć: Samica
Wiek: 3 lata
Hierarchia: Omega
Kierunek: Koliber
Stanowisko: Zielarz
Typ: Zwykły
Rasa: Wilk Snów
Głos: Warriors Cats [Blixemi]
*** 
Cechy charakteru: Trudno jest się z nią zaprzyjaźnić, ponieważ mało komu ufa. "A jak czemuś nie ufam, to tego nie lubię". Trudno zdobyć jej zaufanie, ale nie jest to niemożliwe. Nieśmiała, inteligentna.
Cechy fizyczne: Kirstie jest szczupłą, dość nieśmiałą waderą, która nie została obdarzona siłą fizyczną, do czego sama się przyznaje, jednak posiada wysoki poziom inteligencji, co znacznie ułatwia jej wygraną w walce.
Znak szczególny: Nietypowy kolor sierści, w ciemności jej oczy świecą na kolor zielony
Słaby punkt: Prawe ucho
Boi się: Samotności
Waga: 40 kilogramów
Wzrost: 60 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Na razie brak
Pochodzenie: Ziemia, Ameryka Północna, USA, Ohio,  Park Narodowy Cuyahoga Valley
Lubi: Głównym zainteresowaniem Kirstie są trujące oraz lecznicze właściwości roślin. Uwielbia także planować, począwszy od dróg, jakie wybierze podczas leśnej przechadzki, po skomplikowane morderstwa.
Nie lubiByć okłamywana i lekceważona, wspominać o swojej rodzinie.
***
Żywioł: [4/4] Magia, Natura, Światło
Moce: [4/15] Telepatia, potrafi gadać z małymi gówienkami hasającymi po lesie, czyta w myślach, przemieszczanie się równie szybko jak światło
Partner/kaSzuka
RodziceEura i Epos (nie żyją, nie należeli do WKW)
PotomstwoBrak
Inna rodzina: Brak
***
Data dołączenia: 18 luty 2017
Data urodzenia: 16 maj
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 100.000
★★★★★★★★★★
Zdobyte osiągnięcia: Brak
Poziom: 8
PD: | Ogólnie: 800 | Wykorzystano: 800 | Zostało: 1300 |
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 550 | Umysł: 250 | Polowanie: 0 |
Jaskinia: numer 12
Ekwipunek: Brak
Bronie: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaKir urodziła się w górach położonych na północ od terenów Watahy. Jako że była jedyną córką alf – Eposa i Eury, gdyż reszta szczeniąt zginęła w wyniku chorób, miała na nią zstąpić odpowiedzialność dowództwa nad stadem. Opiekowano się więc nią i dbano, by nie stało jej się nic złego. Ponieważ w przyszłości miała dokonywać ważnych wyborów, jego rodzice zapewnili jej nauki u miejscowego szamana. Choć w głębi duszy była dobry i uczynny, to zawsze i we wszystkim przyznawano jej pierwszeństwo, toteż rozrosła się w niej pycha i duma.
Szybko się to niestety zmieniło, gdyż jej ojciec uznawał że nie jest Ona dobrym kandydatem na alfę. Wypominał jej wszystkie błędy na każdym kroku.
W końcu tak bardzo zaczęła nienawidzić ojca, że postanowiła go zabić. Podała mu mięso natarte omiegiem – silnie trującą rośliną, występującą w górach – a następnie pod osłoną nocy zepchnęła ciało z urwiska. Nie spodziewała się jednak, że jej zbrodnia nie będzie doskonałą, a ona sama, zamiast wznieść się na szczyt, pogrąży się w nicości. Otóż owy szaman, który nauczał Kirstie, nie zdążył przekazać jej wiedzy, na temat wykrywania trucizn w krwi, a że zamordowany był dowódcą stada, nie porzucono sprawy obojętnie. Pod rozkazem matki, Kristin została wygnana ze stada, ale wówczas nie była pokorna. Nie zamierzała odejść bez ,,pożegnania”. Stawiała się hardo i walczyła jak mało kto, choć była wątłej postury. W końcu opadła z sił i oddaliła się posłusznie. Jako że Eura całkowicie straciła zaufanie do córki i nie wiedziała, czego się po niej spodziewać nakazała zabezpieczyć stado. Nad bezpieczeństwem czuwali najlepsi wojownicy w watasze, zaś szpiedzy śledzili każdy, nawet najmniejszy ruch zwyrodniałej córki. Gdy powróciła, wszyscy byli gotowi na jej śmierć. Spodziewali się, że odbierze życie także własnej matce, ale ona okazał skruchę. Z podkulonym ogonem podeszła do Eury. Uwierzyli jej, a kiedy już byli gotowi na przebaczenie, Kir wbiła kły w jej pierś, po czym zaczęła uciekać. Na nic zdały się pościgi i wielomiesięczne poszukiwania. Zniknęła, ale pozostawiła po sobie niemały ślad. Od tamtej pory w jej watasze krążą o niej jedynie opowieści, a ona sama stara się o wszystkim zapomnieć...
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: alexawolf40@gmail.com |

Ostatnia aktualizacja: 18.02.2017

sobota, 11 lutego 2017

Od Morfeusza - C.D. Roxette "Nowe życie, czyli moja podróż tutaj"


- W takim razie ruszajmy - rzuciłem tylko i zacząłem kierować się powoli w stronę Kanionu Samotnej Gwiazdy.
- A czy jego jaskinia znajduje się daleko stąd? - spytała przyszła członkini.
- W obecnym tempie powinniśmy dotrzeć tam za około dwie godziny, ale, gdybyś zgodziła się na to, bym przekazał ci trochę swojej energii za pomocą magicznego leczenia, moglibyśmy ograniczyć ten czas do połowy.
- A czy to czasem nie jest zbyt niebezpieczne? - zaindagowała z wyraźną obawą w głosie.
- Oczywiście, że nie - zapewniłem ją szybko i dorzuciłem.- Jedynym, co prawdopodobnie poczujesz będzie chwilowe, dziwne mrowienie w twoim wnętrzu.
- Skoro tak, to możemy spróbować - stwierdziła z wahaniem. - Co mam zrobić?
- Na początek podaj mi jedną ze swoich łap i odpręż się.
Wadera uczyniła, co powiedziałem, a ja przymknąłem oczy i stworzyłem gdzieś w swoim ciele kulę mocy, którą następnie delikatnie przepchnąłem do jej ciała. Jak zawsze po takiej operacji, milczałem przez chwilę odzyskując pełnię zmysłów, po czym oświadczyłem:
- Już po wszystkim.
- Rzeczywiście nie było aż tak źle.
- Czyli rozumiem, że teraz jesteś trochę silniejsza? - upewniłem się, patrząc jej uważnie prosto w oczy, aby wyczuć, czy nie będziesz mnie okłamywać.
- Powiedziałabym, że nawet bardzo, dziękuję.
- Nie ma za co, a teraz pozwól, że przemienię się w coś mniejszego, aby szybciej zregenerować energię, którą ci przesłałem.
- Oczywiście.
Po tej wymianie zdań, wyobraziłem sobie afrykańskiego kota czarnołapego, którym po niespełna minucie się stałem.
- Teraz możemy już iść - orzekłem.


<Roxette?>

Fire N' Smoke - profil broni




Nazwa: Fire N' Smoke
Dystans: Krótki
Typ: Miecz
Gatunek: Miecz srebrny długi
Specjalna umiejętność: Fire N' Smoke jest mieczem posiadającym dość długą historię. Zrodzony w piekielnych kuźniach daleko w ostępach raju dla diabłów, stał się żywą legendą. Miecz trafiał do łap coraz to lepszych zabójców. Jego wiek szacuje się na kilka tysięcy lat, a srebro, z którego został wykonany pozostaje bez skazy. Broń ta posiada liczne przydomki, jednak najpopularniejszym z nich jest Fire N' Smoke, ponieważ został zrodzony wśród ognia i dymu. Umiejętności miecza są niezbadane, jednak z pewnych źródeł wynika, że z rękojeścią miecza jest związany jeden z groźniejszych demonów i wypowiadając odpowiednie zaklęcie, można go przywołać jako swojego służącego. Jest to demon przypominający swym wyglądem smoka. Ten, kto jest właścicielem miecza, może mieć pełną kontrolę nad stworzeniem. Miecz sam wybiera sobie swego właściciela.
Posiadane bonusy: Zaklęcia, Złoto, Drewno, Srebro, Runy
Ilość zabójstw: 17
Wartość: 1.500.000 Krwawych Piorunów
Posiadający: Patton

Brokenheart używa przedmiotu!

Używa: Wilczy Nieśmiertelnik
Data zakupu: 21 styczeń 2017
Działanie: Brokenheart staje się nieśmiertelna

czwartek, 9 lutego 2017

Od Celty - C.D. Castiel'a ''Wspólna praca?''


- Bardzo chętnie - przeciągnęłam się. - Muszę ruszyć stare kości, a spacery z tobą zawsze w cenie. 
- I to rozumiem - skinął, kopiując mój manewr.
Teraz, jak tak na niego patrzyłam... wyglądał niby na dorosłego osobnika, ale w środku był jeszcze szczeniakiem. Szczeniakiem, z którym się bawiłam. Uśmiechnęłam się lekko, przysiadając ponownie na ziemi. Młode... niewiele ich w watasze, a wilków też coraz mniej. A matki, były wręcz wniebowzięte, kiedy mogły zajmować się swoim potomstwem. Ciekawe czy ja bym się umiała zająć swoimi dziećmi, czy w ogóle Castiel chciałby mieć takie pociechy, które latałyby to tu, to tam i trzeba by było za nimi ganiać i uczyć wszystkiego...? 
- Celty? - usłyszałam głos mojego partnera.
- Um - zamrugałam. - Wybacz, mówiłeś coś? Odleciałam na chwilę. 
- Zauważyłem - zaśmiał się podchodząc bliżej. - Pytałem się czy wszystko dobrze, oraz widzimy się na spacerze i o czym tak intensywnie myślałaś? 
- Tak i tak, będę punktualnie na polanie. Oraz... takie tam... opowiem ci na spacerze - uśmiechnęłam się liżąc go w policzek. 
Tak oto opuściłam jaskinię, kierując się do pobliskiego miejsca, w którym była woda pitna. Byłam strasznie spragniona, a że miałam dla siebie cały dzień, mogłam się zacząć zastanawiać, jak mogę zapytać Castiela o dalszą, wspólną przyszłość. Byłam ciekawa, co planuje... Czy chce czegoś więcej... Biłam się tak z myślami dosyć długi czas, do wieczora, póki nie wstałam z ziemi, aby z uśmiechem ruszyć na spotkanie z partnerem. Zapytam go. zrobię to.

< Castiel?>

Blame Soul odchodzi z watahy!

Blame Soul odchodzi.
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: Fedyś. |
Powód odejścia: Własna decyzja/Decyzha właściciela
Piastowane stanowiska: Strażnik nocny
Data dołączenia: 9 październik 2016
 Data odejścia: 9 luty 2017
Imię partnera/ki: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
~
Żegnaj!

wtorek, 7 lutego 2017

Od Jason'a - Jedna kartka z pamiętnika

Truchtem wybiegłem z jaskini i szybkim ruchem zacząłem wspinać się na drzewo. Rozejrzałem się wokół, szukając zwierzyny wzrokiem. Kiedy po oględzinach nadal nic to nie dało, począłem schodzić z drzewa i szukać tropu. Mój łuk i kołczan zgrabnie podskakiwały przy każdym moim ruchu, pokazując się w całej swej okazałości. Lubiłem czuć cięciwę, która raz po raz ocierała się o moje ramię i kark. Kiedy w końcu wyczułem trop zwierzyny, najprawdopodobniej kolejnego jeleniowatego, postanowiłem po raz pierwszy wykorzystać mój łuk. Wspiąłem się na wysoką skałę, która mieściła się na jakiejś łące, lekko wychyliłem się zza niej i ujrzałem dorodną łanię. Zwierzyna chyba czuła się obserwowana, bo starała się patrzeć w każdym kierunku. Jednak zza skały nie mogła mnie dostrzec. Zdjąłem z siebie łuk i dwoma palcami chwyciłem jedną ze strzał z piórami. Naciągnąłem ją na cięciwę łuku i wystrzeliłem prosto w bok zwierzęcia. Sarna zaczęła podskakiwać szaleńczo, ale po jakimś czasie ból zwalił ją z nóg. Patrzyłem jeszcze, jak samica jelenia się wykrwawia, po czym wyciągnąłem z niej strzałę, wytarłem o śnieg, którego i tak było mało i wrzuciłem z powrotem do kołczanu. Założyłem na siebie łuk i zacząłem ciągnąć sarnę do mojej jaskini. Przy końcu wpadła na mnie Celty, która mieszkała ze mną i moją rodziną już jakiś czas. 
- Przepraszam - wydobyła z siebie i pomogła mi wciągać sarnę do wnętrza naszej jaskini.
- Nie szkodzi - odpowiedziałem.
W sumie, polubiłem partnerkę mojego syna. Dobrze, że ona jako jedyna z samic, nie licząc rodziny, potrafiła go zrozumieć. Życzyłem im z całego serca, żeby byli razem jak najdłużej. Po chwili ujrzałem wyłaniającego się zza drzewa Castiel'a. Po czasie Alexis i Grace też podeszły do nas.
- No, więc śniadanie i obiad mamy z głowy - skwitowałem krótko i ułożyłem się pod najbliższą ścianą.
Alexis spojrzała na mnie, po czym zaczęła rozdzielać mięso. Ja i ona dostaliśmy po potężnym udźcu, Grace dostała przednią nogę, a Castiel i Celty podzielili się tułowiem. Skończyłem jeść jako pierwszy i znów wyszedłem z jaskini. Po chwili dołączyła do mnie Grace, a za nią cała rodzina. Westchnąłem i lekko się uśmiechnąłem w ich stronę. Chciałem pobyć przez jakiś czas sam dla swoich przemyśleń, ale cóż, z samotności nici, rodzina jest przecież ważniejsza.
- Co wy na to, żeby wybrać się nad rzekę Condos? - zapytałem tak, by usłyszeli mnie wszyscy z zebranych.
- Ja nie mam nic przeciwko - wzruszyła ramionami Alex i uśmiechnęła się lekko.
- Ja też jestem za - poparła Grace. - A wy?
- Mhm - mruknął tylko Castiel.
Zacząłem prowadzić moją rodzinę w stronę rzeki, która znajdowała się kilkanaście metrów stąd. Przechodziliśmy między zielenią podziwiając różne małe stworzonka i obfitą roślinność. Z daleka dało się słyszeć szum rzeki. Gdy stanęliśmy na przeciwko drugiego brzegu, spojrzałem na rzekę i zacząłem analizować.
- Kto pierwszy na drugą stronę! - zawołałem i wskoczyłem na najbliższy kawałek pniaka gdzieś między rzeką. 
Moja rodzina zaczęła skakać po kamieniach i innych takich rzeczach, by być pierwszymi. Ja też radziłem sobie całkiem nieźle, ale przy końcu na kamieniu moja łapa poślizgnęła się i wpadłem do wody... Cóż za upokorzenie... Usłyszałem duszącą się po drugiej stronie Alexis. Fakt, musiałem wyglądać komicznie z moją długą, mokrą sierścią z czoła zwisającą mi i zasłaniającą oczy. Nie dość, że woda była zimna, to jeszcze wyglądałem jak ofiara losu... Celty, Grace i Castiel razem z Alexis byli już po drugiej stronie, a ja próbowałem wleźć na ten kamień, co poprzednio, żeby wyjść z rzeki Condos. Zacząłem przeklinać w myślach. Co za porażka! Moje łapy ślizgały się na kamieniu, więc podjąłem próbę wejścia na kłodę. Z tą było już łatwo, więc wszedłem na nią i z triumfem już chciałem skoczyć, ale kłoda wywróciła się do góry nogami. Usłyszałem pod wodą stłumiony śmiech rodziny... To musiało być zabawne, skoro tak ich rozbawiło. Wynurzyłem się cały mokry, ale byłem bliżej brzegu, więc teraz wyszedłem na drugą stronę. Alexis dalej się śmiała, więc ustałem najbliżej niej i się otrzepałem. Ona również była cała mokra, a ja... wyglądałem jak napuszony pudel po kąpieli.
- Heh - otrzepała się Alexis, ale ona już nie wyglądała tak żałośnie jak ja.
Zacząłem się drapać, a sierść zaczęła wracać do normalnego stanu. Muł w uszach swędział niemiłosiernie, ale to dało się przeżyć.
- No i po co się spieszyć, tato? - zachichotała Grace.
Odwróciłem się w ich stronę i uśmiechnąłem się mimo wszystko.

<Alexis? Grace? Castiel? A może Celty?>

Atlan - profil broni




Nazwa: Atlan
Dystans: Długi
Typ: Łuk
Gatunek: Łuk profilowany
Specjalna umiejętnośćNie posiada żadnej specjalnej mocy. To zwykły łuk.
Posiadane bonusy: Zaklęcia, Złoto, Drewno, Srebro, Runy
Ilość zabójstw: 15
Wartość: 1.500.000 Krwawych Piorunów
Posiadający: Jason

Od Roxette - Nowe życie, czyli moja podróż tutaj

Najzwyczajniej w świecie biegłam zwykłą ścieżką przez ośnieżony las. Zimno nie dokuczało mi tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Zaczęłam wskakiwać na gałęzie, uważając, by nie zahaczyć opuszkami łap o korę. Lekko je obtarłam, ale w końcu, gdy znalazłam się na szczycie drzewa miałam cały widok na okolicę. 
Siedziałam tam przez chwilę, po czym zaczęłam schodzić drogą, którą weszłam. Była już 15:00. Super. Zaczęłam kłusem biec w stronę jakiegoś zamarzniętego jeziora w celu wydobycia wody. Gdy takowe znalazłam, zaczęłam uderzać łapą przy brzegu w lód, który tam był cieńszy. Wzięłam potężny łyk i odbiegłam od zbiornika wodnego. Ułożyłam się pod wysokim drzewem, by odpocząć po podróży. Podróżowałam natomiast długo tak, że moje łapy były kompletnie wycieńczone. Zamknęłam powieki i tak jakby zasnęłam, lecz nadal czuwałam. Nagle usłyszałam trzask gałęzi. Odwróciłam się i stanęłam równo na czterech łapach, powarkując cicho i obracając się z wolna wokół własnej osi. Spojrzałam w górę, a tam ujrzałam wilka. Nie mogłam ocenić jego wyglądu i płci, gdyż gałęzie osłaniały osobnika praktycznie całego. Widziałam tylko bijące złotem oczy. Wilk natychmiast zeskoczył z gałęzi, na której się znajdował, przez co cofnęłam się kilka kroków do tyłu. Przekręciłam łeb, jednak nadal cicho powarkiwałam. 
- Coś ty za jeden? - prychnęłam, gdyż najprawdopodobniej był to basior.
- Morfeusz. A ty, jak masz na imię? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie.
- ...Roxette - przedstawiłam mu się po chwili, nadal w pozie obronnej, ale powoli zaczęłam normalnie stać na ziemi.
- Zdajesz sobie sprawę, że znajdujesz się na terenie watahy, prawda? Nie możesz bezkarnie tu chodzić - powiedział.
- ... Ale, gdybym dołączyła, mogłabym, prawda? - rzekłam.
- Naturalnie - rzucił krótko. - To jak? Zaprowadzić Cię może do Alfy?
- Gdybyś mógł...

<Morfeusz? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

Od Mortimera - C.D. Crow's Cry'a "Rozmowa z Wyrocznią Delficką i mój powrót do watahy narodzin"


- Dobrze, że uznałeś chociaż to - rzuciłem wściekle, dotykając bezwiednie rękojeści swego sztyletu, który miałem ukryty jak zawsze starannie w futerale na ciemnym pasie, który praktycznie zlewał się z mym futrem. Dzięki temu stałby się on zauważalny dopiero wtedy, gdy wilk stanąłby parę milimetrów ode mnie, czego, na moje szczęście, Alfa nie zrobił. To mówiąc, wyszedłem z jaskini. Przez kilka pierwszych metrów jedynym widocznym efektem targających mną emocji był jedynie sztywny krok, ale, gdy tylko oddaliłem się na tyle, aby grota została poza zasięgiem wzroku, postanowiłem nie powstrzymywać dalej gniewu, co z kolei momentalnie pociągnęło za sobą zmianę pogody wokół mnie. Niebo, które wcześniej było praktycznie bezchmurne, zakryło się czarnymi chmurami, a z nich po kilku sekundach runął ulewny deszcz. Po jakimś czasie do tego wszystkiego doszły jeszcze błyskawice oraz wiatr pędzący z ogromną prędkością, co najpewniej spowodowało to, że wokół mnie zrobiło się nagle pusto. W końcu kto normalny chciałby wychodzić na dwór przy takim okropnym klimacie? Chyba nikt. Tym lepiej dla mnie, może będę mógł przynajmniej w spokoju poszukać sobie nowej jaskini. Tak rozmyślając, skierowałem się na północ, rozglądając się uważnie dookoła.