niedziela, 26 lutego 2017

Od Andromedy - Teatr egzystencji

Lodowaty wiatr bez najmniejszych problemów przeszywał moje ciało, jednak nie odczuwałam tego tak dokładnie, jak wilki wywodzące się z ciepłych krajów. W miejscu, z którego pochodziłam, taką pogodę można by określić mianem lekkiej wichury, tak czy inaczej... powoli zmierzałam w dół zbocza. Kierowana nie tylko chęcią parcia przed siebie, ale nieustannym ciężarem spoczywającym na moim grzbiecie. Będąc u stóp góry przyspieszyłam kroku, nie tylko chciałam znaleźć się na terenach jakiejkolwiek watahy, ale dosłownie marzyłam o czymś więcej niż małym ognisku i nocy spędzonej pod ośnieżonym jałowcem. Co chwilę zaciągałam się powietrzem na tyle głęboko, aby wyczuć ewentualnych towarzyszy, bądź też wrogów. I istotnie, po blisko godzinie dość energicznego marszu natknęłam się na pierwszą dokładniejszą woń. Nie potrafiłam określić płci, ale gatunek owego osobnika był mi doskonale znany. Wraz z czasem coraz bardziej zagłębiałam się w tereny obecnie panującego tu stada, jednak było jakoś inaczej. Pomijając czarne, majestatyczne i pełne wdzięku ptaki, których było tu naprawdę dużo, tak pomimo śladów życia nie spotkałam żadnego osobnika. Kierując się największym stężeniem zapachów dotarłam do jaskini zamieszkiwanej przez rodzinę alfa. Wzięłam głęboki oddech po czym wsunęłam łeb do środka. 
- Przepraszam, jest tu kto? - Zapytałam wyraźnie drżącym głosem. Wzdrygnęłam się w chwili, gdy upiorny mrok przeszyły wyraźne słowa basiora. 
- Nie jesteś z tej watahy, co cię do mnie sprowadza? - Wypowiadając tą frazę wyłonił się z wnętrza jaskini, siadając naprzeciwko mnie, a gestem zapraszając do wejścia. 
- Witaj, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym... jestem Andromeda. Samica od dłuższego czasu żyjąca w ciągłym biegu i poszukująca miejsca do wytchnienia. Innymi słowy, chciałabym dołączyć do twojego stada. 
- Rozumiem, nie muszę chyba mówić, że nie przyjmę cię bez żadnych informacji o tobie. 
- Oczywiście - Powiedziałam delikatnie poprawiając mocowanie kukły. Byłam pewna, że samiec to zauważył, jednak o dziwo nie zaczął rozmowy od tego tematu. 
- Twoje pochodzenie? 
- Rosja - Odpowiedziałam krótko, zwięźle... nie chciałam przedłużać tego wywodu. 
- Ile wynosi twój wiek? 
- Noszę na karku całe trzy lata życiowych doświadczeń, nie jest to dużo, ale zapewniam, ze potrafię być przydatna... 
- Do twojej przydatności przejdziemy później - Samiec alfa szybko ukrócił temat. - Jaka jest twoja historia? 
W tym momencie moje ciało odruchowo przeszedł dreszcz. Łapy zadrżały, a wzrok powędrował w podłogę. 
- Cóż, żyłam w stadzie zwanym Watahą Upadłych. Opuściłam to stado bo... bo zostałam wygnana -Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ta rozmowa nie będzie łatwa... - Posądzono mnie o próbę zniszczenia autorytetów, oraz przyczynienia się do śmierci szczeniąt. - Twarz samca stała się o wiele mniej przyjazna, jedyne, o co się modliłam, to o możliwość wyjaśnienia całej sprawy. 
- Proszę, mów dalej - Zachęcił mnie basior, jednak jego wzrok nie wyrażał nic więcej poza obrzydzeniem na punkcie mojej osoby. 
- Wiem co masz przed oczami słysząc moje zarzuty... ale pozwól, że naświetlę ci całą sprawę. Moja wataha składała się z basiorów, tylko z basiorów. Jestem jedną z nielicznych samic, które nie zostały zabite zaraz po urodzeniu. Każdego potomka na świat wydaje pojmana i podwładna samcowi niewolnica, zazwyczaj wzięta jako okup bądź porwana podczas wypraw na inną watahę... Tak czy inaczej, przewyższając wiekowo najmłodszą grupę szczeniąt, postanowiłam zmienić ich tok myślenia z podłego i pozbawionego wyczucia na... na coś, co występuje w normalnych społeczeństwach. Niestety, nakrył mnie syn obecnie panującego alfy, i to on zamordował szczeniaki... - Przerwałam, czując jak gula w gardle powoli odcina mi dopływ powietrza. - Każde z nich stanęło w mojej obronie, każde z nich oddało za mnie życie... Ja na prawdę tego nie chciałam - Ostatnie słowa wydobyłam z siebie szeptem... Nie miałam zamiaru robić scen, nie chciałam płakać, szlochać, czy nawet okazywać smutku z tego powodu. Jednak to wspomnienie było silniejsze ode mnie. 
Siedzieliśmy w bezruchu i totalnej ciszy przez kilka minut. Bardzo zależało mi na dostaniu się w szeregi watahy, dlatego postanowiłam dalej opowiadać. 
- Moimi żywiołami są Mrok i Magia. Główną mocą mogę śmiało określić telepatię... Potrafię połączyć się z dowolną rzeczą na świecie, i dosłownie wprawić ją w ruch. Potrzebuję jednak do tego odpowiedniej ilości energii, potrafię zmieniać rozmiary rzeczy, z którą jestem połączona. Umiem również klonować rzeczy, jednak moje kopie nie są idealne, posiadam zdolność zmiany w czarny dym. Dzięki temu mogę się regenerować, oraz nie otrzymuję obrażeń. Ostatnią rzeczą, jaką zostałam obdarzona są łapy, na których może pojawić się kwas zdolny przepalić zbroję oraz skórę. - Podniosłam łeb, jednak dość szybko go opuściłam. Samiec wyglądał na zamyślonego, nie szukał kontaktu wzrokowego... 
- Co masz na grzbiecie? - Zapytał nie odrywając spojrzenia od własnych łap. 
- Jest to kukła treningowa. Mogę dzięki niej zademonstrować moją umiejętność. 
- Nie ma takiej potrzeby... Powiedz, co chciałabyś robić?
- Jeśli jest to możliwe... chciałabym móc pracować jako nauczycielka... 
- Nauczycielka walki ci odpowiada? - Zapytał basior, tym razem wyraźnie patrząc prosto w moje uradowane ślepia. 
- Tak, oczywiście, że tak!
- To dobrze, zamieszkasz w jaskini numer 17. Znajduje się ona na Łysych Stokach. Wybacz, że nie wyślę nikogo, aby cię oprowadził, jednak mam nadzieję, że trafisz. 
- Również mam taką nadzieję. Dziękuję... em... yyy...
- Crow's Cry. Mam na imię Crow's Cry. Witaj w Watasze Krwawego Wzgórza, Andromedo.
Nic więcej nie mówiłam... jedyne, co byłam w stanie wydusić to szczery uśmiech. Zniknęłam najszybciej, jak tylko mogłam i na drżących łapach dotarłam do jaskini numer 17.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!