wtorek, 7 lutego 2017

Od Jason'a - Jedna kartka z pamiętnika

Truchtem wybiegłem z jaskini i szybkim ruchem zacząłem wspinać się na drzewo. Rozejrzałem się wokół, szukając zwierzyny wzrokiem. Kiedy po oględzinach nadal nic to nie dało, począłem schodzić z drzewa i szukać tropu. Mój łuk i kołczan zgrabnie podskakiwały przy każdym moim ruchu, pokazując się w całej swej okazałości. Lubiłem czuć cięciwę, która raz po raz ocierała się o moje ramię i kark. Kiedy w końcu wyczułem trop zwierzyny, najprawdopodobniej kolejnego jeleniowatego, postanowiłem po raz pierwszy wykorzystać mój łuk. Wspiąłem się na wysoką skałę, która mieściła się na jakiejś łące, lekko wychyliłem się zza niej i ujrzałem dorodną łanię. Zwierzyna chyba czuła się obserwowana, bo starała się patrzeć w każdym kierunku. Jednak zza skały nie mogła mnie dostrzec. Zdjąłem z siebie łuk i dwoma palcami chwyciłem jedną ze strzał z piórami. Naciągnąłem ją na cięciwę łuku i wystrzeliłem prosto w bok zwierzęcia. Sarna zaczęła podskakiwać szaleńczo, ale po jakimś czasie ból zwalił ją z nóg. Patrzyłem jeszcze, jak samica jelenia się wykrwawia, po czym wyciągnąłem z niej strzałę, wytarłem o śnieg, którego i tak było mało i wrzuciłem z powrotem do kołczanu. Założyłem na siebie łuk i zacząłem ciągnąć sarnę do mojej jaskini. Przy końcu wpadła na mnie Celty, która mieszkała ze mną i moją rodziną już jakiś czas. 
- Przepraszam - wydobyła z siebie i pomogła mi wciągać sarnę do wnętrza naszej jaskini.
- Nie szkodzi - odpowiedziałem.
W sumie, polubiłem partnerkę mojego syna. Dobrze, że ona jako jedyna z samic, nie licząc rodziny, potrafiła go zrozumieć. Życzyłem im z całego serca, żeby byli razem jak najdłużej. Po chwili ujrzałem wyłaniającego się zza drzewa Castiel'a. Po czasie Alexis i Grace też podeszły do nas.
- No, więc śniadanie i obiad mamy z głowy - skwitowałem krótko i ułożyłem się pod najbliższą ścianą.
Alexis spojrzała na mnie, po czym zaczęła rozdzielać mięso. Ja i ona dostaliśmy po potężnym udźcu, Grace dostała przednią nogę, a Castiel i Celty podzielili się tułowiem. Skończyłem jeść jako pierwszy i znów wyszedłem z jaskini. Po chwili dołączyła do mnie Grace, a za nią cała rodzina. Westchnąłem i lekko się uśmiechnąłem w ich stronę. Chciałem pobyć przez jakiś czas sam dla swoich przemyśleń, ale cóż, z samotności nici, rodzina jest przecież ważniejsza.
- Co wy na to, żeby wybrać się nad rzekę Condos? - zapytałem tak, by usłyszeli mnie wszyscy z zebranych.
- Ja nie mam nic przeciwko - wzruszyła ramionami Alex i uśmiechnęła się lekko.
- Ja też jestem za - poparła Grace. - A wy?
- Mhm - mruknął tylko Castiel.
Zacząłem prowadzić moją rodzinę w stronę rzeki, która znajdowała się kilkanaście metrów stąd. Przechodziliśmy między zielenią podziwiając różne małe stworzonka i obfitą roślinność. Z daleka dało się słyszeć szum rzeki. Gdy stanęliśmy na przeciwko drugiego brzegu, spojrzałem na rzekę i zacząłem analizować.
- Kto pierwszy na drugą stronę! - zawołałem i wskoczyłem na najbliższy kawałek pniaka gdzieś między rzeką. 
Moja rodzina zaczęła skakać po kamieniach i innych takich rzeczach, by być pierwszymi. Ja też radziłem sobie całkiem nieźle, ale przy końcu na kamieniu moja łapa poślizgnęła się i wpadłem do wody... Cóż za upokorzenie... Usłyszałem duszącą się po drugiej stronie Alexis. Fakt, musiałem wyglądać komicznie z moją długą, mokrą sierścią z czoła zwisającą mi i zasłaniającą oczy. Nie dość, że woda była zimna, to jeszcze wyglądałem jak ofiara losu... Celty, Grace i Castiel razem z Alexis byli już po drugiej stronie, a ja próbowałem wleźć na ten kamień, co poprzednio, żeby wyjść z rzeki Condos. Zacząłem przeklinać w myślach. Co za porażka! Moje łapy ślizgały się na kamieniu, więc podjąłem próbę wejścia na kłodę. Z tą było już łatwo, więc wszedłem na nią i z triumfem już chciałem skoczyć, ale kłoda wywróciła się do góry nogami. Usłyszałem pod wodą stłumiony śmiech rodziny... To musiało być zabawne, skoro tak ich rozbawiło. Wynurzyłem się cały mokry, ale byłem bliżej brzegu, więc teraz wyszedłem na drugą stronę. Alexis dalej się śmiała, więc ustałem najbliżej niej i się otrzepałem. Ona również była cała mokra, a ja... wyglądałem jak napuszony pudel po kąpieli.
- Heh - otrzepała się Alexis, ale ona już nie wyglądała tak żałośnie jak ja.
Zacząłem się drapać, a sierść zaczęła wracać do normalnego stanu. Muł w uszach swędział niemiłosiernie, ale to dało się przeżyć.
- No i po co się spieszyć, tato? - zachichotała Grace.
Odwróciłem się w ich stronę i uśmiechnąłem się mimo wszystko.

<Alexis? Grace? Castiel? A może Celty?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!