Po raz kolejny w mojej karierze zapędziłem się w tereny bardzo nieprzyjemne. Były to zdecydowanie okolice położone wysoko nad poziomem morza, przez co śnieg i chłód dawały się we znaki. Jednak wycieczka była warta zachodu, od około godziny czułem zapach obcego osobnika, prawdopodobnie samca. Woń dochodziła z wyższych partii gór, niedostępnych dla oczu przez gęstą zamieć, która rozpętała się pomimo wczesnej godziny, oraz dla uszu, z powodu silnego wiatru. Z początku postanowiłem przymknąć oko na tą sprawę, równie dobrze intruz mógł zawrócić, ale po chwili ujrzałem go przed sobą. Widać było, że nie chce kłopotów, a ja nie miałem zamiaru mu ich sprawiać.
- Stój! - Nakazałem tonem nacechowanym neutralnie, jednak na tyle głośno, aby nowy usłyszał mój krzyk.
Basior zbliżył się wciąż nerwowo spoglądając na boki, zapewne po to, aby znaleźć ewentualną drogę bezpiecznej ucieczki.
- Nie wiesz, że ucieczka, to najlepszy pretekst, aby pogonić i ukarać intruza? - Zapytałem z pewną szyderą w glosie. Co ciekawe, nie byłem pewny jakiej maści jest ów samiec. Przemoknięte futro, grudki śniegu i kilka miejsc wyraźnie ubrudzonych ziemią, dawały bardzo złudny efekt.
- Zawróciłeś mnie po to, by pouczać, czy w innym celu?
- Rzadko kiedy spotyka się tu wilki. Wnioskuję, że wysłała cię jakaś inna wataha?
Po tym pytaniu oczy wilka zaszły czymś na wzór delikatniej pogardy. Spuścił wzrok i popatrzył na mnie ślepiami, wyrażającymi więcej, niż mogłoby się wydawać. Momentalnie dotarło do mnie, że nie posiada stada.
- Chodź ze mną. - Nakazałem, kierując się w stronę bardziej przyjaznych do życia terenów.
Wilk nie był zbytnio gadatliwy, w sumie nie dziwię mu się. Jednak w pewnej chwili zapewne ciekawość wzięła górę.
- Dokąd mnie prowadzisz? - Zapytał, wlokąc się za mną jakieś trzy metry.
- W miejsca, gdzie nie skończysz jako bryłka lodu. - Wytłumaczyłem. - Przy okazji może zahaczymy o jaskinię Alfy.
- Alfy!? - Zapytał bardziej zdenerwowany niż przestraszony.
- Tak, Alfy, jednak zanim to... powiedz, jak masz na imię? Chcę znać przynajmniej podstawy.
- Ardien... - Odpowiedział tonem dość obojętnym.
Śnieg i bezlitosny wiatr powoli ustępowały pożółkłym liściom i delikatnej mżawce, gdy schodziliśmy z Wiecznie Zimowych Szczytów, tylko po to, by już po chwili zalać nas strugami deszczu. Minęły już dobre dwie godziny naszego marszu, jednak od jaskini Alfy dzieliło nas nas jakieś czterdzieści minut drogi.
- To aż dziwne, że nie wypytujesz o inne szczegóły. - Powiedział. - W końcu znalazłeś mnie na swoim terenie.
- Mógłbym powiedzieć prawie to samo w stosunku do ciebie...
- Ha, więc może powiesz jaka to wataha? - Burknął.
- Jest to Wataha Krwawego Wzgórza, a ja...
- Zgaduję, że jesteś czymś na wzór zwiadowcy. - Przerwał.
- Byłeś blisko, jestem łucznikiem stopnia wyższego...
- I?
- I poza tym samcem Gamma naszej drobnej watahy. Miło mi powitać cię na naszych ziemiach. -Odpowiedziałem z uśmiechem na ustach.
Jaskinia Crow's Cry'a była dobre dziesięć metrów przed nami.
- Wejdę pierwszy, ty zaraz za mną. - Wyjaśniłem, po czym zajrzałem do środka.
< Adrien? Crow's Cry? Ktoś z was...? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!