piątek, 11 listopada 2016

Od Blame Soul'a - Przeszłość... [Quest #1] cz 2


Mój oddech był bardzo nierówny, klatka piersiowa podnosiła się i upadała w zawrotnym tempie. Moje początkowe życie w tym lesie opierało się na płaczu, wypominaniem sobie błędów oraz ciągłym liczeniem na to, że upadek watahy to tylko sen. Moje myśli coraz bardziej odbiegały od normy, a zachowania stawały się dziwniejsze. Pewnego dnia zabiłem sarnę, zamiast zjeść mięso i wrócić do leżenia pod drzewem zacząłem bawić się jej wnętrznościami..Było to dziwne, ale bardzo mnie fascynowało, czułem, że jestem kimś, a nie tylko szarym wilkiem. Moje chore ambicje odnośnie bycia betą zamieniałem w żarty, opowiadałem je sam sobie co wieczór, coraz to bardziej śmiejąc się ze swoich wcześniejszych planów. Zyskałem spory dystans do swojej osoby, ale i też nabyłem wiele dziwnych zachowań. Nie mając co robić, zacząłem rozmyślać. Głównym tematem moich myśli był sens życia oraz jego poszukiwania. Gdy czułem się bardzo samotnie rozmawiałem z drzewami. Kompletnie przestałem wspominać o swoim poprzednim życiu, kawały opowiadałem o czym innym. Do mojej głowy wkradł się czarny humor, zawsze gdy nie miałem co robić, wymyślałem kawały. Coraz to częściej zacząłem zabijać różnego rodzaju zwierzynę, tylko w celu pobawienia się jej zwłokami. Zacząłem zabijać tylko zwierzynę, która posiadała jakąkolwiek rodzinę. Szczególną radość dawało mi zabijanie młodych. Zacząłem tańczyć na łąkach, szepcząc do roślin różnego rodzaju komplementy. Nauczyłem się robić wino, które spożywałem dzień w dzień. Ciemnymi wieczorami śpiewałem długie ballady o tym, jak bardzo nienawidzę życia. Żyło mi się w miarę przyjemnie, do czasu gdy nie zatęskniłem za ciepłem innego wilka. Byłem tak zdesperowany, że wykształciłem swoją drugą osobowość z którą rozmawiałem. Szybko jednak powróciłem do stanu w którym posiadałem tylko jeden charakter. Samotne życie nie było niczym przyjemnym. Pewnej nocy spiłem się winem, wypiłem około czterech butelek. Zemdlałem, a gdy się obudziłem, uznałem, że muszę coś ze sobą zrobić. Rozpocząłem podróż, która miała zakończyć się znalezieniem watahy. Wszystkie moje ulubione zajęcia musiałem pożegnać na czas poszukiwań. Drepcząc przez różnego rodzaju pola, łąki oraz lasy trafiłem na dziwne, bardzo duże zwierze. Miałem wtedy prosty wybór, poddać się i zostać zabitym bądź walczyć. Biorąc pod uwagę to, że byłem bardzo zdesperowany oraz samotny do teraz dziwię się, że podjąłem się walki. Bestia zadawała ciosy szybko oraz trafnie, ja natomiast byłem osłabiony mentalnie oraz fizycznie. Moja ostatnia godzina wybiła, wtedy jednak przede mnie wskoczył jeleń. Był to mój przyjaciel, zwierzak którego hodowałem w poprzednim stadzie. Miotał rogami na wszystkie strony, bestia padła a on został bardzo ciężko ranny. Wtedy uświadomiłem sobie jak nisko upadłem oraz jak wielkim dupkiem jestem. Coś się we mnie złamało, zacząłem śmiać się sam do siebie. Uniosłem wysoko łeb i uśmiechnąłem się w stronę starego przyjaciela który szczęśliwie westchnął widząc, że nic mi nie jest. Usiadłem koło jelenia. - Mój drogi, żegnam Cię. Życzę miłego umierania. - Powiedziałem głaszcząc go po zakrwawionym pysku. Liczył na pomoc?Przeliczył się. Śmiejąc się bardzo głośno uciekłem od niego. Biegnąc tak z uśmiechem na pysku przywaliłem w drzewo. Zachichotałem po czym zemdlałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!