Analizowałem dokładnie wszystkie odpowiedzi i zachowanie wadery. Nie wydawało mi się, aby mogła stanowić dla watahy jakiekolwiek zagrożenie. Naprawdę lubiłem przyjmować członków była to chyba moja ulubiona czynność, jeśli chodzi o moje obowiązki. Najchętniej przyjąłbym wszystkich, jednak wiadomo, że czasem trzeba odmówić. W tym wypadku jednak nie zamierzałem tego robić. Bardzo zdziwiła mnie natomiast historia wadery, gdyż nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś o podobnych przeżyciach. Oboje byliśmy władcami watah z przymusu, jeszcze za szczeniaka. Historia Kayah przywołała wiele wspomnień, które na chwilę zaciemniły mój świat.
- Ech, rozumiem, że mnie nie przyjmujesz? - Upomniała się wadera. - To pewnie przez tą historię.
- Skąd ten pomysł? Tak się składa, że moja wyglądała na swój sposób podobnie - Odpowiedziałem. - Z miłą chęcią cię przyjmę, musisz jeszcze wybrać stanowisko i znaleźć osobę, która cię oprowadzi i pokaże wolne jaskinie. Kiedy znajdziesz taką, która ci odpowiada, wrócisz do mnie.
- Nie macie tutaj jakiegoś przewodnika? - Zapytała.
- Wataha jest dość mała, niestety nie mamy wilka na tym stanowisku. Dlatego najlepiej, gdybyś poprosiła o to przypadkowego przechodnia.
- A ty nie możesz tego zrobić?
- Niestety, jestem lekko przywiązany do jaskini. Co gdyby komuś coś się stało albo ktoś chciałby dołączyć? Muszę być w gotowości.
- Nie myślałeś o znalezieniu sobie partnerki?
- W sumie to nie - Mruknąłem.
- Widzę, że nakłoniłam cię do refleksji - Zaśmiała się. - To ty tutaj sobie myśl, a ja pójdę szukać tej osoby do oprowadzania. A, czy stanowisko strażnika nocnego jest zajęte?
- Mamy wolne miejsce.
- Już nie - Uśmiechnęła się łobuzersko. - To ja już pójdę, dziękuję za przyjęcie mnie do watahy.
- Nie ma problemu, do zobaczenia - Odmruknąłem, a Kayah opuściła moją jaskinię.
< Kayah? Wybacz za długość i czas oczekiwania >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!