Wstałam w rankiem zupełnie zaspana z okropnym bólem głowy. Zerknęłam na gwieździste niebo. Z niego wywnioskowałam, że musi być około trzecia rano. Spojrzałam na śpiącego Patton'a. Nie miałam nic do roboty, więc po prostu wyszłam na dwór. Świeciło słońce, zdziwiłam się, że tak wcześnie. Wybrałam się na pobliską łąkę. Zielona trawa skrzyła się w promieniach słońca. Przewróciłam się na grzbiet i zaczęłam turlać się w tę i z powrotem. Ostatecznie położyłam się na grzbiecie i wciągnęłam powoli powietrze. Świat był piękny. Mimo mych przeżyć nadal cieszę się z życia. Zauważyłam wielkiego, pięknego motyla. Przykuł moją uwagę od razu. Jego całe niebieskie skrzydełka poruszały się tak delikatnie... Przysiadł na moim nosie. Zachichotałam, zamykając oczy, po czym znów je otworzyłam. Motylek dalej siedział na moim nosie. Powoli wstałam, a on zaczął latać obok mnie. Poszłam polować. Przyczaiłam się w wielkiej trawie na sarnę. Zaczęłam się do niej skradać. Skoczyłam na nią, łapiąc za kark, po czym odskakując jak na rodeo. Dalej się jej trzymałam, aż w końcu zwierzę upadło. Sarna jeszcze żyła, a ja podeszłam do jej głowy i przytuliłam.
- Przepraszam. - wyszeptałam.
Ona w końcu przestała oddychać, a ja zaczęłam ją ciągnąć do jaskini. Była szósta godzina. Patton już nie spał. Pomógł mi wnieść sarnę i przekroił ją na kilka kawałków. Resztę zaniosłam do spiżarni, zostawiając nam dwa takie kawałki. Zjedliśmy je, aż nagle zauważyłam, że motyl siedzi obok mnie. Zaczęłam machać w jego stronę łapami, zupełnie jak szczeniak, a Patton uśmiechnął się lekko przekręcając głowę. Przestałam. Motylek zapewne chciał tu zostać. Razem z Pattonem rozmawialiśmy o różnych rzeczach, a potem razem słuchaliśmy MP3 - Patton'a i mojej na zmianę. Nie wiadomo kiedy, zrobił się wieczór. Jako, iż Patton czuł się o wiele lepiej, pomógł mi zasunąć wejście do jaskini kamieniem, a ja wdrapałam się tam, gdzie jest dziura w dachu i zasunęłam ją folią. Położyłam się na swoim posłaniu, a Patton uczynił to samo. Potem poszliśmy spać, ale żadne z nas nie mogła zasnąć. Zaproponowałam wilczurowi, czy kiedyś, razem z Makką moglibyśmy zrobić sobie mini obóz, gdy przez kilka dni Makka "będzie miała wolne". Odparł, że on by mógł, a Makkę trzeba spytać. Kiwnęłam głową, spojrzałam na motylka, który siedział obok mego posłania, ziewnęłam i poszłam spać.
C.D.N.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!