poniedziałek, 14 grudnia 2015

Od Silence'a - C.D. Patton'a ''Przedsionek piekła''

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Idąc owym korytarzem nie czułem strachu ani ekscytacji. Wiedziałem, że może zdarzyć się wszystko lub nic. Dlatego też starałem się skupić na tym, co dostrzegałem w głębokiej czerni. Cały tunel... bo korytarzem już tego nazwać nie mogłem, zaczynał zakręcać i schodzić w dół. Dzięki temu dostrzegłem, iż ściany są wykonane z grubych stalowych płyt. Każda z nich była zabezpieczona nitami, a za owymi płytami znajdowała się jeszcze powłoka. Najprawdopodobniej z betonu. Po trochę dłuższej wędrówce, dotarłem do pomieszczenia przypominającego parking. W ścianach znajdowały się grube bramy, uniemożliwiające wejście do środka, jednak niepokoiła mnie jedna rzecz, mianowicie dwie z nich były przepalone. A raczej wyżarte... w środku owych pomieszczeń znajdowało się jedynie gniazdo, służące zapewne do ładowania akumulatorów jakichś porządnych maszyn. Ruszyłem dalej odpuszczając dalszą eksplorację i próby dostania się do wnętrza na rzecz wielkiej bramy wyrwanej z zawiasów. Przekroczyłem próg i mijając ogromne kawały betonu ze zbrojeniami, począłem przemieszczać się po pomieszczeniu. Szybko zorientowałem się, iż cala hala była zapełniona taśmami, wycinarkami i podajnikami. Każda linia produkcyjna miała za zadanie tworzyć roboty obronne. Gdzieś w głębi duszy błagałem o to, aby nie natknąć się na model plujący kwasem. Pocisków dawało się unikać, jednak wielkiej fontanny substancji żrącej... Przyglądałem się poszczególnym planom każdego bota. Dowiedziałem się, że jego najsłabszym punktem jest pancerz znajdujący się z tyłu oraz łeb. Jednak zaatakowanie każdego z tych punktów było problematyczne. Pomimo iż maszyny te były dość sporych rozmiarów to i tak poruszały się zaskakująco szybko, skutecznie uniemożliwiając oflankowanie lub obiegnięcie. Głowa zaś zazwyczaj była chroniona albo przez działo na ostrą amunicję lub przez działko z kwasem. Powoli analizowałem te informacje, jednak coś przykuło moją uwagę. Kątem oka zobaczyłem dziwne, srebrne działo ustawione na wprost płyty podobnej do tych, którymi obity był korytarz. Podszedłem do owego obiektu i zacząłem czytać poważnie wytężając wzrok
- Projekt działa jonowego. Opracowany przy pomocy MoonDust Company. Zdolności bojowe: Przepala pancerz o grubości ośmiu centymetrów, przy zmianie ustawienia może służyć jako tarcza bojowa. Zalety: Nie potrzeba amunicji, jedynie energię elektryczną, bardzo skuteczna przeciwko celom opancerzonym. Wady: Ciężka, bez pomocy maszyny nie ma szans na udźwignięcie jej, duży odrzut. 
Przetrawiwszy te informacje zacząłem przyglądać się przekrojowi owej broni. Zainteresowało mnie to, iż do podłączenia nie są wymagane tysiące kabli i przewodów. Z całej konstrukcji wystawały tylko trzy kable: żółty - opisany jako nagrzewanie, niebieski - kumulacja, czerwony - strzał. Zacząłem wyszukiwać miejsca, gdzie dałbym radę wypalić to cacko, kątem oka zauważyłem grube, stalowe drzwi. Za pomocą dźwigu manualnego rozbiłem gablotę i przestawiłem to całe ustrojstwo wcześniej celując w żelazne wrota. Złapałem żółty kabel, a przez moje ciało przeleciał prąd aktywując nagrzewanie. Broń wydała z siebie cichy pisk, sygnalizując gotowość do działania. Druga łapa chwyciła za niebieski przewód. Pomieszczenie rozświetliło niebieskie światło... szczęki zacisnęły się na czerwonym, kablu. Wystrzał nie był głośny, jednak odrzut okazał się bardzo groźny. Przeleciałem blisko trzech metrów z trudem podnosząc się z zimnej posadzki. Było jednak warto, po drzwiach nie było nawet pyłu... bardzo szybko wbiegłem do środka. Byłą to sterownia... miała własne zasilanie. Kilka kamer monitoringu, radar i spis... aktywnych botów i tych gotowych do działania. Aktywne były dwa, a ilość tych w gotowości wynosiła pięćdziesiąt. Przełknąłem ślinę i zacząłem zmieniać widoki z kamer. Po minucie skakania od obrazu do obrazu dowiedziałem się jeszcze czegoś... te jebane maszyny były inteligentne! Na małym monitorze widziałem działo jonowe na podłodze, wysadzone drzwi, pomieszczenie, z którego bijące światło zatrzymywało się na wielkiej, metalowej puszce. Wiedziałem, że jedna z dwóch aktywnych właśnie celuje w moje plecy, do tego byłem pewny, że ten model posiada broń kwasową. Wróg doskonały... nie dałem rady go wyczuć, bo pachnie jak wszystko w tym miejscu, nie słyszałem ponieważ posiada tryb cichego przemieszczania się. Czułem tą palącą maź na grzbiecie... szybko odwinąłem się unikając kuli żrącej substancji. Ta rozbryznęła się na ścianie i poczęła ją przepalać. Pędem rzuciłem się do działa leżącego na środku owego pomieszczenia... było naładowane, najwyraźniej odrzut uszkodził systemy i resztki energii, które pozostały zostały spożytkowane na nagrzanie i zebranie ładunku. Ostatnie wyładowanie skierowałem do punktu, w którym kabel odpowiedzialny za strzał stykał się z moją skórą na prawej łapie. Niebieski pocisk powędrował prosto w głowę metalowego giganta, inicjując procedurę samozniszczenia. Pech chciał, że schowałem prawie całe ciało... niestety. Prawa łapa wystawała za betonowy filar. W chwili gdy usłyszałem huk, poczułem również pieczenie. Z trudem spojrzałem w prawą stronę, obserwując jak moje palce odpadają. Dym rozchodził się, uwalniając przy tym okropny swąd. Łzy zebrały się w kącikach oczu... dotarło do mnie, że właśnie tracę kończynę. Wyjąc z bólu wstałem i zacząłem iść w kierunku pokoju kontrolnego. Czułem jak kawałki skóry odpadają i z plaskiem rozbijają się o posadzkę. Dotarłem do pokoju, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było dezaktywowanie wszystkich pięćdziesięciu aktywnych botów tylko czekających na rozkaz. Spojrzałem na dziurę w ścianie, a moim oczom ukazał się pokój pełen endoszkieletów. Ciemność rozdzierał migający, czerwony przycisk z napisem Power. Bez namysłu kliknąłem owy guzik, a cały pokój wypełnił się żółtym światłem. Na stojakach stały różne kończyny. Ludzka ręka, dwie nogi, nawet klatka piersiowa. Kawałek dalej stała już pełna konstrukcja konia. Kolejny w kolejce był pies, również kompletny. Z ogromnym trudem wybrałem opcje wszczep. Położyłem się na fotelu po przeciwnej stronie. Cztery mechaniczne łapy naprostowały moją zeżartą łapę, przy okazji wyrywając ją ze stawu. Zawyłem z bólu... Jedna z nich przeskanowała moje ciało wykrywając jeszcze lekko nadżarte fragmenty. Usłyszałem dźwięk uruchamianej piły. Tarcza wielkości ludzkiej głowy powoli zbliżała się do kikuta znajdującego się w miejscu łapy. Poczułem jak ostrze rozszarpuje zdrową skórę... krzyczałem... wyłem... nie mogłem się wyrwać. Miałem cichą nadzieję, że najgorszy moment już za mną... jak bardzo się myliłem. Każdy nerw musiał być podłączony osobno, a każde dotknięcie nerwu skutkowało bólem porównywalnym do złamania otwartego. W pewnej chwili usłyszałem komunikat: 
- Przeszczep zakończony sukcesem. Utracona krew: 0,2 litra. Proszę wypróbować nową kończynę. 
Metalowe uściski, które do tej pory skutecznie mnie krępowały, puściły... powoli zszedłem ze "stołu operacyjnego"... wciąż sycząc z bólu i szlochając. Przeszedłem kilka kroków... to wystarczyło aby zorientować się, że proteza była wykonana bardzo starannie, jednak ból całego barku, a nawet brzucha wciąż dawał się we znaki. Kuśtykając i wydając dziwny, metaliczny dźwięk wyszedłem normalnymi drzwiami po czym skierowałem się w stronę wyjścia. 
- *Mam nadzieję, że nie miałeś takich przygód jak ja, Pattonie.* - Wysłałem telepatyczną wiadomość do mojego kompana,
- *A cóż ci się stało? Ja jestem trochę poobijany, ale daję radę.* 
- *Powiedzmy, że ja również jestem poobijany* - Przy okazji wyszeptałem sam do siebie dokładnie oglądając nową kończynę... która prawdopodobnie będzie towarzyszyła mi do końca mojego nędznego życia. Zmierzałem powoli w jego stronę... czułem to. Miałem nadzieję, że jak najszybciej go spotkam... a przy tym samym, że nie dostanie mi się za bardzo... za ta pierdoloną łapę. 

< Patton? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!